piątek, 13 października 2017

oddech jedenasty [epilog]



Jedna głupia, druga głupia
Trzecia o mnie mówi, że głupi jestem jak but
I że to cud, że w ogóle ktoś mi ufa

Otulasz się ciepłym kocem uśmiechając się do rozrzucającej dookoła siebie kolorowe liście młodej blondynce. Chociaż temperatura już dawno spadła poniżej dwudziestu stopni Celsjusza nie umiałaś odmówić jej zabawy z ogrodzie, który twoja mama pielęgnuje od wielu lat. Spoglądasz nią z nią z pewnym rozrzewnieniem, bo nie sądziłaś, że będzie aż tak dzielna. Na samym początku nie miałaś zamiaru niszczyć jej utartych schematów i wprowadzać do jej życie kogoś takiego jak "tata", jednak im więcej godzin mijało tym mocniej nie dawał ci spokoju smutek w oczach Stefana, gdy mała biegła do niego krzycząc "wujek". Mimo tego, że nie od urodzenia się Sophie wspierał cię na każdym kroku, nie kupował milionów zabawek i nie rozpieszczał jej do granic możliwości to widzisz, że chce być obecny w waszym życiu, że dorósł i cieszy cię to, że nastąpiło to teraz niż jakby miał się odciąć od niej na zawsze. Bałaś się, nadal masz obawy przed tym co może nastąpić ze strony Krafta, ale jak mawia twój ojciec "Hayboeckowie niczego się nie boją". Słyszysz skrzypiące drzwi tarasowe i po chwili dostrzegasz jego wyprostowaną sylwetkę, gdy opiera się biodrami o stolik, przy którym siedzisz. Macha do czterolatki, która wydaje się uradowana dodatkową osobą na widowni podczas jej walki ze spadającymi z drzew liśćmi.
- Przeziębisz się - lustruje twoją twarz spod uniesionym brwi, a ty tylko przewracasz oczami. Dreszcze spowodowane panującym chłodem są do zniesienia, a perspektywa ubierania grubej kurtki sprawia, że wolisz marznąć. Brunet kręci głową pocierając o siebie dłonie, które na pewno już przystosowały się do temperatury. Zawsze śmiałaś się, że ma ręce zimne jak serce, ale teraz wiesz, że to twój lód musiał stopić, żeby było między wami dobrze. To ty ogrodziłaś się murem i chociaż to był twój sposób na pozorność normalności nie dawał ci bezpieczeństwa. - Marie, będziesz chora.
- Przyda mi się trochę wolnego od studiów - stwierdziłaś spokojnie uśmiechając się do niego szeroko. Uwielbiałaś sobie z niego kpić, a on zawsze denerwował się tak samo mimo, że wiedział, że to tylko niewinna zabawa. Sprawdziłaś rano w kalendarzu, że w przeddzień ich wylotu do Kussamo jest ten szczególny dzień, który hucznie świętowaliście jeszcze zanim pojawiła się na świecie Sophie. Ten dzień nawet, gdy budziłaś się w nocy, a łzy kapały na śnieżnobiałe prześcieradło był czymś wyjątkowym, był jakąś namiastką magii w tym nudnym, szarym i zbyt realnym życiu.
Przewraca oczami biorąc na ręce blondynkę, której znudziła się już wcześniejsza zabawa. Dziecko dotyka małymi rączkami jego twarzy i śmiejąc się głośno obejmuje jego szyję, żeby nie spaść. Widzisz przepływającą między nimi energię, gdy siedzicie w ciszy, a iskrzenie oczu waszej córki sprawia, że coś ciepłego wylewa się w twoim organizmie. Z tobą nigdy nie była tak szczęśliwa, chociaż wiesz, że sprawiałaś jej radość. Jednak jej oczy nie lśniły tak mocno jak teraz, gdy tata trzyma ją w ramionach i pewnie zaraz obiecuje jej nowy zamek dla jej lalek, pieszczotliwie nazywa ją księżniczką i znowu nie będziesz im potrzebna aż do kolacji. Szepczą coś między sobą, ale dostrzegasz to dopiero w momencie, gdy Stefan wskazuje na ciebie palcem.
- Najpierw ty spytaj mamę, a potem ja to zrobię, dobra? - jest cierpliwy i nie możesz uwierzyć w to, że kiedyś wybrał siebie, bo teraz czterolatka zawładnęła całym jego światem, chociaż pewnego wieczora, gdy siedzieliście przy winie usłyszałaś, że zawsze w jego świecie jest miejsce dla ciebie, bo to dla ciebie staje się lepszy, jesteś jego nagrodą o wiele ważniejszą niż Kryształowa Kula, którą wierzysz, że teraz zdobędzie.
- Co jest takie ważne, że musicie mnie pytać o zdanie? - wstajesz z miejsca przeczesując palcami włosy, na którym osiadł chłód popołudnia. Sophie zagryza wargę i spogląda na ciebie swoimi dużymi oczami, a ty przez chwilę masz wątpliwości czy nie patrzysz w oczy jej ojca. Stefan odchrząkuje widząc, że dziewczynka szuka w sobie odwagi.
- Może tata dzisiaj ze mną spać? - słyszył drżący z emocji dziecięcy i zapiera ci dech w piersiach. Nie spodziewałaś się takiej prośby, nie spodziewałaś się, że takie słowa wybrzmią kiedykolwiek. Co prawda to rzeczywiście przy Stefanie Sophie zasypiała najszybciej i za każdym razem, gdy przyjeżdżał błagała, żeby z nią został, ale on wiedział, że nie jesteś gotowa, więc, gdy waszej córce śniły się już jednorożce to uśmiechał się nerwowo, zapinał kurtkę i żegnało cię muśnięcie jego gładkich warg na zabarwionym policzku. W tej chwili już nie czułaś zimna, bo liczył się tylko jego lekko zlękniony wzrok wpatrzony w ciebie. Czy chciałaś, żebyś został? Gdybyś tylko odrzuciła wszystkie obawy mógłby być tutaj już zawsze. Krew wrzała w twoich żyłach, gdy staliście w ciszy dłuższej niż planowałaś ją uczynić. Każdy mięsień drżał w sposób, którego on go nauczył i nie chciałaś już dłużej wybaczać.
- Jeśli nie utonie w ubraniach wuja Michaela - uśmiechnęłaś się do córki,a ona w jego ramionach, w których zasypiałaś tyle razy aż zapiszczała z radości. Postawił ją na ziemi, a ona momentalnie pobiegła w poszukiwaniu twojego starszego brata, jednak wy staliście jakby zamrożeni.
Właśnie w tej chwili uświadomiłaś sobie co tam błyszczy w jego oczach, że to nie są jego emocje tylko twoja ufność odbija się od niego i znowu cały twój byt jest w jego rękach. Oddychałaś za szybko, żeby nie zwrócić jego uwagi, a gdy znalazł się tuż obok ciebie znowu poczułaś jego zapach, którym zaciągnęłaś się tak mocno, że zabolały cię płuca. Dotknął cię delikatnie jakby teraz liczył się twój komfort, jakby chciał cię zapewnić, że już nigdy nie stanie się nic złego. Przyciągnęłaś go do siebie tak blisko, że wasze usta dzieliły milimetry - pragnęłaś go a długo, żeby się opamiętać, jednak nie potrafiłaś zniszczyć doszczętnie dzielącej was bariery. Miotałaś się z własnym ciałem tak bardzo chcąc go poczuć, że nie zauważyłaś momentu, w którym po twoich policzkach popłynęły łzy.
- Już nigdy cię nie zawiodę - wychrypiał ci prosto w usta, a ty poczułaś jak fala ciepłego zaufania rozlewa się po twoim ciele. Teraz już nie było odwrotu, bo historia zatoczyła koło i ty nie chciałaś już się niszczyć. Pierwszy raz od wielu dni mogłaś odetchnąć tak głęboko, choć miałaś wrażenie, że już nikt nigdy nie nauczy cię oddychać z radością aż do bólu.

***


Nie spodziewałam się, że teraz to skończę. Nie chcę wam dopowiadać wszystkiego, bo może jednak im nie wyszło? Może żyli długo i szczęśliwie, doczekali się syna, który miał zostać skoczkiem? Zdecydujcie. Ostatnie 999 słów. Miałam przerwę i ja to widzę w powyższym tekście, więc wybaczcie. Nie mówię żegnaj, bo na początku grudnia wracam do siatkówki, a dokładnie do Artura, Olka i Oli ----->  kilk


poniedziałek, 28 sierpnia 2017

oddech dziesiąty



Ociekasz jak intensywny wschód słońca
Rozlewasz się jak przepełniony zlew
Jesteś postrzępiony z każdego końca, ale jesteś arcydziełem

Spoglądasz na zachodzące słońce i przepełnia cię coś na kształt spokoju, bo już wiesz wszystko co mąciło twój sen przez ostatnie miesiące. Siedzisz na kocu obserwując ciszę, chłonąc zieleń trawy i zapach nadchodzącej nocy. Wyplątujesz się z własnych wątpliwości, bo wreszcie dostałaś klucz do tego łańcucha, który niszczył ci życie - wystarczyła szczerość i trochę zaufania, chęć niewracania do przeszłości i chociaż nie było idealnie to było jakoś. Nie bałaś się już wyjść z domu i po prostu pojechać na lotnisko po ukochanego brata, który wracał z kolejnego obozu przygotowawczego do letniego skakania. Uśmiechałaś się szerzej i chciałaś czuć mocniej, ale nie wierzyłaś w każde jego słowo, bo już nie miałaś osiemnastu lat. Nie wierzyłaś, że jeszcze kiedyś usiądziecie obok siebie w ciszy i nie będzie wam ona w niczym przeszkadzać, że spojrzycie na siebie nieco inaczej, świeżo, ale z lekką rezerwą.  Poruszył się niespokojnie, a ty obserwowałaś go z nieśmiałym uśmiechem, który miał być zapewnieniem, że wszystko będzie teraz lepsze, że już nic groźnego nie może się stać.
- Chciałabym cofnąć czas - stwierdzasz bawiąc się szklanką soku odwracając od niego wzrok, jednak czujesz jak taksuje twoje ciało swoim spojrzeniem, które mogłoby kończyć wojny i leczyć wszystkie choroby. Wypowiadasz słowa pewnie, bo wiesz, że to wszystko mogło się wydarzyć w zupełnie innych okolicznościach, że wy moglibyście skończyć zupełnie inaczej. Potrząsasz głową czując jak wibrują ci skronie, jak próbujesz przejść przez własne bariery. Obracasz się w jego stronę chłonąc ciepło jego ciała i czekasz układając sobie słowa, które chcesz wypowiedzieć, byleby nie zabrzmieć żałośnie, bo tej odsłony własnej duszy chcesz się pozbyć raz na zawsze. Jednak siedzi gdzieś w tobie karmiona przez wiele lat opowieściami o poszukiwaniu drugiej połówki, o wzajemnym dopełnianiu, chociaż według znanych ci faktów miałaś wszystkie organy w całości. - Zobaczyć jak by to wszystko się potoczyło, gdybym wtedy nie spóźniła się na autobus i mój brat nie zmusiłby mnie do wejścia do jego samochodu. - uśmiechasz się z rozrzewieniem, bo wtedy nie sądziłaś, że głupie trzy minuty zmienią w twoim życiu aż tak wiele.
- Pewnie i tak byśmy się poznali, ale może w nieco innych okolicznościach - zaśmiał się zapewne wspominając wielką plamę na twojej jasnej sukience, której potem nie dało się sprać. Może rzeczywiście jakaś siła sprawiłaby, że usłyszałabyś znowu “Cześć, jestem Stefan” i wszystko znowu się stało? Może spotkalibyście się w innym czasie i nigdy nie spojrzałabyś na niego w ten inny sposób? Może bylibyście znajomymi, może przyjaciółmi, a może mówiłabyś o nim tylko “kolega brata”. Trawisz długo jego słowa, jednak jemu zdaje się to zupełnie nie przeszkadzać, bo uśmiecha się po raz ostatni i znowu zatapia się w kolorowym niebie tak mocno jak ty za każdym razem w jego oczach. Toniesz, chociaż w portfelu nosisz kartę pływacką, a w szufladzie leży certyfikat mianujący cię ratownikiem. Czujesz się dobrze obok niego i nie chcesz tego zmieniać, jeśli miałabyś jakiś wybór.
- W sumie masz rację. - chciałabyś go kiedyś spotkać, jeśli wtedy wsiadłabyś do komunikacji miejskiej, bo to on sprawił, że czułaś emocje, że nauczyłaś się okazywać uczucia, że masz dla kogo żyć i chociaż Sophie ma jego błysk w oczach to tobie już to nie przeszkadza.  
- Brakuje mi wychodzenia na dach. - rzuca zmieniając temat, a ty śmiejesz się cicho przez dłuższą chwilę. Uśmiechasz się do niego, bo ty też bardzo tęsknisz za wielkimi bluzami podczas wakacyjnych nocy, gdy tylko gwiazdy słyszały wasze tęskne, pełne wielkich planów rozmowy, gdy byliście ze sobą bardziej niż w każdym innym momencie.
- Oglądania spadających gwiazd - dopowiadasz czując, że znowu robicie spory krok, bo z nikim innym nie umiałaś przegadać całej nocy albo czekać na możliwość pomyślenia najintymniejszego marzenia. Czujesz przyjemne ciepło, gdy dotyka niepewnie twojej dłoni i chcesz go pocałować. Masz wielką chęć ponownie go smakować przez następne dni, miesiące, lata odkrywać znowu najczulsze miejsca na jego ciele i pocieszać go po wszelkich niepowodzeniach, jednak zagryzasz policzki od środka i milczysz, bo to nie jest dobry czas, bo chociaż widzisz jak się zmienia to jeszcze kilka zadrapań na twoich myślach o nim się nie zagoiło.
- Marie - spogląda na ciebie poważnie. - Czy jest szansa, nawet najmniejszy cień jej, że kiedyś będzie? - drży prawie tak mocno jak ty patrząc na ciebie z wielką nadzieją w oczach, ale czasu nie da się cofnąć, a ty nie masz zdolności przewidywania przeszłości.
- Jak dawniej? - pytasz uśmiechając się smutno.Nie możesz mu nic obiecać, bo czasem same chęci nie wystarczają, bo czasem potrzeba po prostu uśmiechu losu, jednak wiesz, że nawet jeśli nic z tego nie wyjdzie to wreszcie będziesz mogła oddychać głębiej niż dawniej.   - Nie wiem, ale może za jakiś czas warto się przekonać.
Słowa zalegają między wami, gdy on kiwa głową i przeczesuje palcami włosy. Pewnego rodzaju żal miesza się w moim sercu z pewnością, że postąpiłaś właściwie, a mimowolnie dolewa się to tego wszystkiego dawka strachu przed ogniem, który mimo, że dalej pali się w jego duszy to może cię spalić. Wzdrygasz się czując na swojej skórze chłodny podmuch, który sprawia, że okrywasz się mocno bluzą, którą wzięłaś ze sobą na wszelki wypadek. Brunet uśmiecha się do ciebie, a ty bardziej z przyzwyczajenia odwzajemniasz ten grymas. Wierzysz, że każdy człowiek jest kolekcjonerem przeżyć i to wyłącznie od nas zależy, czy staniemy się kolekcjonerami mikrokatastrof czy może mikroelementów szczęścia.
- Umów się ze mną - wypowiada nagle, że potrzebujesz chwili, żeby przyswoić jego słowa, jednak od razu zamykasz się przed nim nawet nie zdając sobie z tego sprawy.
- Stefan - mówisz z lekkim wyrzutem, jednak on kręci rozbawiony głową. Przełykasz głośno ślinę czując, że znowu go nie rozumiesz.  - Potrzebuję czasu, żeby znowu ci zaufać.
- Chcę sprawić, żebyś miała pewność, że na pewno tego chcesz - ściska mocniej twoją dłoń, a ty czujesz jak przeskakują między wami iskierki. Zamykasz oczy i czujesz, że jesteś we właściwym miejscu, bo choć nie będzie łatwo i wiesz, że będziesz potrzebowała więcej niż kilku długich rozmów to chcesz zanurzyć się w nim tak głęboko aż stracisz pod nogami grunt.

***
sama nie wiem dlaczego lubię ten rozdział. prawie kończymy, a ja dalej nie wiem czy ja ich na pewno lubię - taka już chyba przypadłość tego opowiadania. co nie zmienia faktu, że bardzo mi na nich zależy, bo ja chyba lubię pisać o powrotach, o wybaczaniu - tak, bo ja jestem raczej z tych naiwnych, którzy patrzą przez różowe okulary.

poniedziałek, 14 sierpnia 2017

oddech dziewiąty


Potrzebuję twojej miłości, aby sprowadziła mnie z powrotem do domu
Kiedy jestem z Tobą, nigdy nie jestem samotny
Muszę poczuć, że Ty czujesz wieczorem.
Muszę Ci powiedzieć, że jest w porządku.


Ledwie znalazłaś w wypchanej po brzegi ołówkami, papierami i innymi rzeczami, bez których nie potrafisz się obejść, klucze od drzwi wejściowych, jednak udało wam się przekroczyć próg zamykając za drewnianą barierą cały upał, który ograniczał możliwość zaczerpnięcia oddechu. Uśmiechasz się do swojego towarzysza, który stara się nie upuścić żadnej z materiałowych toreb, które zawiesiłaś mu na ramieniu po wyjściu z samochodu. Opowiadasz mu o swojej rodzinie, gdy mijacie fotografie z różnych etapów twojego życia. Widzisz jak błyszczą mu oczy, gdy wskazuje zdjęcie zrobione podczas Igrzysk Olimpijskich w Soczi przedstawiające twojego brata.
- Pokazałbym ci jego medale, ale trzyma je w swoim pokoju na górze - mówisz znudzona, bo po tylu latach spędzonych w otoczce skoków narciarskich nie widziałaś w nich już nic fascynującego. Twoi bracia wiele musieli poświęcić dla tego sportu, a mimo, że ty nie pchałaś się do tego świata i tak w nim żyłaś. Konkurowałaś z treningami, konkursami, zgrupowaniami skradając mokre pocałunki z dala od kamer, między masażem, a rozmową z trenerem; to było poświęcanie całego siebie, a ty byłaś na to gotowa póki balansowaliście na tym samym poziomie.
- Nie sądziłem, że - przewracasz oczami wiedząc co dokładnie chce powiedzieć, bo mówiła to każda osoba, która ze sportem łączyło tylko kibicowanie przed telewizorem.
- Że Michael Hayboeck mieszka dalej z rodzicami? - śmiejesz się pod nosem, gdy kiwa głową. Blondyn miał mieszkanie i nawet przez jakiś czas w nim mieszkał, ale potem zrozumiał, że możesz go czasem potrzebować. Jesteś mu za to wdzięczna, jednak wiesz, że to właśnie tam znika, gdy potrzebuje pobyć po prostu sam, albo uciec po ciężkiej rozmowie - ty masz balkon, a on ma mieszkanie. - Nie zawsze wszystko jest takie jakim się wydaje, Richard. Możesz się rozłożyć w salonie, a ja zaraz przyjdę.
Mruczy coś pod nosem, jednak wraz z blokami, linijkami i ołówkami znika we wskazanym przez ciebie pomieszczeniu, a ty z przeświadczeniem, że jesteście w domu sami udajesz się do kuchni po zimną lemoniadę nucąc pod nosem. Cieszysz się, że w końcu możesz przez chwilę zasmakować życia swoich koleżanek i kolegów z roku, których największym zmartwieniem są właśnie zadawane projekty.
- Marie, bo jest sprawa - aż się wzdrygasz, gdy przez próg przechodzi blondyn. Odwracasz się w jego stronę, jednak udajesz, że nie zaniepokoiły cię jego wystraszone oczy i ściągnięte brwi. Nie masz się o co martwić, bo przecież Michael robił wszystko dla twojego dobra, prawda?
- Braciszku - wydłużasz ostatnią sylabę budząc na jego twarzy lekki uśmiech. - Nie mam czasu. Przyszedł Richard, żeby skończyć ten projekt zaliczeniowy. Jeśli nikogo nie zabiłeś, ani nikt nie umarł to wszystko inne może poczekać do kolacji - cmokasz go lekko w policzek przechodząc obok z dwiema szklankami. Rzuca jeszcze coś przez ramię, jednak nie zwracasz na to większej uwagi. Jednak im bliżej jesteś salonu tym wyraźniej słyszysz rozmowę, która nie nastrajała cię optymistycznie. Czujesz jak wątroba podchodzi ci do gardła, gdy dochodzi do ciebie dlaczego twój brat tak wyglądał. Chwytasz dłonią klamkę, gdy rozległ się głos jego najlepszego przyjaciela,
- Wiesz, że nie masz robić sobie żadnych nadziei? - rzuca prawie beztrosko, a ty wyobrażasz sobie przestraszonego Richarda postawionego przed nie do końca normalnym sportowcem, którego może cenił, któremu może kibicował podczas konkursów, ale przecież nie wszystko jest takim jakim się wydaje.
- Jakich nadziei? - pytasz licząc, że może to tylko pytanie wyrwane z kontekstu. Rozglądasz się po pokoju - nic nie zniknęło, jednak twój kolega jest zdecydowanie zbyt blady jak na panującą temperaturę. Kraft za to siedzi na fotelu z typowym dla siebie nieco ironicznym uśmiechem i bezczelnie lustruje twoje ciało. Rzucasz mu zdegustowane spojrzenie, jednak on tylko mruga. Czujesz  jak zaczynasz się gotować wewnątrz. - I co się tutaj właściwie dzieje? - pytasz bardziej chłopaka, który wygląda jakby zaraz miał wybiec i już nie wrócić.
- On mówił, żebym traktował cię tylko jak koleżankę, bo - zamilkł, gdy tylko brunet wstał z miejsca może porażony zaszczytem jaki go dostąpił, czyli rozmową z nim, a może obawą, że zablokuje go na Instagramie. Przewracasz oczami próbując zachować spokój.
- Może coś napomknąłem, jednak my tylko rozmawialiśmy z kolegą - wzrusza ramionami klepiąc oniemiałego studenta po ramieniu. - Jak ty masz właściwie na imię? - czujesz jak się trzęsiesz, jak on kłamie tobie w żywe oczy i nie masz ochoty patrzeć teraz na żadnego z nich.
- Richard - warczysz przez zaciśnięte zęby. - A ty Stefan, chyba powinieneś już sobie iść.
Patrzy na ciebie zdziwiony, jednak posłusznie rusza ku wyjściu. Czujesz jak mocno bije twoje serce, gdy się zbliża, jednak wiesz, że to tylko chwilowe. Zrzucasz wszystko na wściekłość na sportowca, jednak on nie może przejść obok ciebie obojętnie.
- Spokojnie skarbie - dotyka palcami twojej talii, a jego szept powoduje, że przechodzą cię dreszcze. Przeklinasz w duchu, ale nie poruszasz się ani o milimetr. - Złość piękności szkodzi, chociaż ze zmarszczkami też byłaś piękna.
Kończy i wychodzi - czujesz się jeszcze gorzej niż podczas urodzin Sophie, jednak starasz się, żeby nie było tego po tobie widać. Uśmiechasz się przepraszająco do przyszłego architekta wskazując kanapę. Zachowujesz się normalnie, jednak dalej czujesz na sobie jego szept, jakby był tuż obok, a jego perfumy rozchodzą się po pokoju jeszcze długo drażniąc się z twoimi zmysłami. Nie możesz się skupić i to chyba właśnie za to, że student prawie sam skończył waszą pracę tak bardzo dziękujesz  mu przy wyjściu. Nie sądziłaś, że znowu będzie dane ci się zmierzyć z dupkiem Kraftem, ale masz serdecznie dość jego wyskoków. Nie mogłaś być pewna czy zaraz nie wyskoczy z czymś podobnym, bo tak mu się spodoba. Czujesz się przytłoczona jego zmianami, a jeszcze bardziej masz dość jego towarzystwa, bo skoro nie usłyszałaś podczas waszej pracy dźwięku zamykanych drzwi to oznacza tylko jedno.
- Nie chcę go w moim domu ani minuty dłużej. - mówisz wchodząc do sypialni brata i nie obchodzi cię ich szok, ani to, że Kraft siedzi na podłodze czytając książkę. To przedstawienie stawiło, że miarka się przebrała.
- Marie, uspokój się - od razu znajduje się przy tobie blondyn, jednak strzepujesz jego bohaterską dłoń z ramienia tylko prychając. - To tylko dwie nocy, dasz radę.
- O dwie za dużo - rzucasz szybko wbijając piorunujące  spojrzenie w zainteresowanego waszą wymianą zdań bruneta. Czujesz się okropnie podnosząc głos na brata, ale on nie może wiecznie stać po obu stronach.
Temperatura w twoim wnętrzu na pewno jest wyższa niż przewidywalna, a ty po prostu nie potrafisz już znieść tego, że Kraft ma dwa oblicza. Nie czujesz się na siłach, żeby czekać na kolejne Stefan Show, bo to mogłoby się skończyć naprawdę różnie. Każda komórka boli, gdy widzisz emocje w oczach blondyna, jednak tak musiało się stać - Stefan musiał opuścić wasz dom. W tym momencie żałujesz, że go z powrotem do niego wpuściłaś.
- Nie dramatyzuj - macha ręką. - To również mój dom, a Stefan jest moim przyjacielem.
Czujesz się zdradzona przez najbliższą ci osobę, powiernika wszystkich tajemnic i rycerza, który wyganiał potwory z twojej szafy. Piecze cię policzek, chociaż przecież nikt cię nie uderzył. Każdy oddech sprawia ból, a wszystkie myśli kotłują się w głowie. Nie myślisz  racjonalnie i chociaż jesteś tego świadoma krzyczysz:
- W takim razie ja się wyprowadzam! - pozostawiasz ich w szoku i naprawdę masz szczęście, że twoi rodzice zabrali Sophie na wycieczkę, bo trzaśnięcie drzwiami musi być słychać w całej dzielnicy.



***


Siedzisz przy kuchennym stole sącząc czerwone wino, które doprowadza cię do odruchu wymiotnego. Gorycz rozprzestrzenia się po twoim ciele uderzając w każdym nerw tak, że dostajesz dreszczy przy każdym łyku. Mimo to z butelki dalej ubywa alkoholu, a ty przestajesz się przejmować arogancją Krafta i jego zachowanie, z którego liczyłaś, że już wyrósł. Prychasz pod nosem widząc jego wzrok, gdy dotykał ustami twojego policzka - czułaś się sparaliżowana. Każdy jego gest w twoją stronę był chorą próbą okazania zainteresowania, chociaż częściej twoja dłoń lądowała na jego policzku, chociaż w towarzystwie Sophie ograniczałaś się do lodowatych spojrzeń. To nie było tak, że Stefan cały czas był zły - czasem znowu widziałaś troskę w jego oczach i mogłabyś dla niego oszaleć, gdyby tylko dał ci taką szansę, bo mimo, że długo cierpiałaś to chciałaś mu wybaczyć z całego serca, które jeszcze trochę szybciej biło, gdy on był bliżej. Pod jednym warunkiem, bo chciałaś jedynie pewności, że się zmienił, że dorósł do bycia w związku, że dorósł do bycia ojcem - nie chciałaś musieć tłumaczyć waszej córce, że tata uciekł, bo znowu powinęła się wam noga. Musiałaś być silna dla czterolatki, jednak wiedziałaś, że mimo wszystko brunetowi na niej cholernie zależało. Widziałaś to, gdy sprzątał jej porozrzucane zabawki, gdy prawie wyrywał twojej mamie książkę, aby poczytać jej na dobranoc. Gdy byliście sami nawet potrafiliście porozmawiać, jednak to nie były tematy, które były warte ciągnięcia w towarzystwie. Przekonywałaś się, że ludzie się nie zmieniają, jednak widziałaś, że coś drga w jego sercu, w jego wzroku, gdy wiesza na wieszak kurtkę i przechodzi do głębi domu; miejsca zarezerwowane tylko dla najbliższych - czuł się tutaj niepewnie, bo już do nich nie należał. Przymknęłaś oczy wypijając zawartość szklanego naczynia aż do dna, gdy otwierasz oczy stoi opierając się futrynę. Przemyka ci przez myśl czy nie posłać go do diabła, jednak nie masz czasu go spławić.
- Mogę się przysiąść czy od razu wbijesz mi nóż w rękę? - wygina usta w ironiczny uśmiech, a ty tylko prychasz głośno. Nie odpowiadasz od razu tylko chwytasz butelkę uzupełniając swój organizm o kilka dodatkowych promili, bo w takim stanie nie mogłaś znieść jego obecność; mogłabyś jedynie wbić widelec w jego dłoń, albo zęby w wargi.
- Nie jestem na tyle pijana - przełykasz ślinę wskazując krzesło naprzeciw siebie, bo wolisz siedzieć. Nie jestem jeszcze na tyle pijana - myślisz uśmiechając się do siebie w duchu. Zerka zdziwiony twoją miną, jednak tylko wzruszasz ramionami. Czujesz na sobie jego wzrok, gdy taksuje uważnie twoją twarz i nie odwracasz wzroku, gdy nawiązuje kontakt wzrokowy.
- Szkoda - mruczy, a ty wybuchasz kpiącym śmiechem. Nie masz ochoty na jego dwuznacznie sugestie, bo oboje wiedzieliście o sobie zbyt dużo, żeby być tylko znajomymi. Patrzy na ciebie tym wzrokiem, od którego masz ciarki na całym ciele i nie potrafisz się powstrzymać.
- Jesteś dupkiem - rozlega się nagle, a on jakby kulił się w sobie; nie uśmiechał się a jego wzrok utkwił w bambusowej podkładce i mogłabyś przysiąc, że mu zwyczajnie głupio. Twoje słowa zastygają między wami i nie poruszają się do momentu, w którym on przełyka głośno ślinę i przeczesując palcami ciemne włosy po prostu pyta:
- Co znowu zrobiłem? - patrzysz na niego i nie wierzysz, że miał czelność jeszcze się o to pytać. Każde jego zdanie wypowiedziane w twoją stronę były tylko jego chorą grą, której nie rozumiałaś. Nie chciałaś wchodzić głębiej, bo już kiedyś się sparzyłaś - masz go serdecznie dość, szczególnie po dzisiejszym przedstawieniu, o którym zapewne jeszcze długo będzie plotkował cały rok.
- Jeszcze się pytasz? Serio? - kręcisz głową nie mogąc w to uwierzyć, bo nie czujesz złości; zupełnie jakby ta rozmowa miała miejsce gdzieś obok ciebie, jakby między wami dopiero coś miało się wydarzyć. - Raz zachowujesz się jak największy cham na tej planecie, a po chwili kajasz się bardziej niż Sophie. Co jest z tobą nie tak?
- Gdybym ci powiedział musiałbym cię zabić, słonko - nachyla się w twoją stronę mrugając, a ciebie zalewa krew. Sama nie wiesz czy masz ochotę dać mu w twarz czy otumanić i wysłać w paczce do Meksyku. Przechodzi sam siebie, aż w końcu przekracza linię bezpieczeństwa.
- Przespałam się z tobą, czyli już nic gorszego nie może mnie spotkać, złotko - bawi się twoim zirytowaniem, ale w twojej głowie zapala się lampka. Czujesz, że zaczynasz go rozumieć, jakby poprzednim zdaniem otworzył się przed tobą i teraz mogłabyś czytać z niego jak z książki tyle, że napisanej w nieznanym języku.
- Masz ze mną dziecko - unosi brwi do góry posyłając ci zwycięski uśmiech - Chyba wygrałem.
- Jesteś popieprzony, Kraft - kiwasz głową prychając pod nosem. Teraz ciebie bawiła jego gra, bo zorientowałaś się jakie są jej zasady. Nic się zmienił przez te lata. - Jesteś jedną, wielką, pieprzoną anomalią, której już chyba nie mam siły próbować zrozumieć. - stara się ci przerwać, jednak uciszasz go gestem dłoni. - Daj mi skończyć. - upijasz łyk gorzkiej cieczy, po której musisz się otrząsnąć i widzisz, że on wie do jakiego doszłaś wniosku i choć nie mówisz tego, to on wie jakie pytanie zabrzmi pod koniec tej rozmowy. - Nie obchodzą mnie twoje problemy natury egzystencjalnej, okej? No dobra, może trochę mnie obchodzą. Ale dzisiejsza rozmowa z Richardem nie powinna mieć miejsca. Biedak prawie uciekł przez okno. - uśmiechasz się pod nosem patrząc na jego reakcję.
- Nie pozwolę, żeby jakiś przydupas kręcił się wokół ciebie i Sophie - warczy zaciskając szczękę, a ty masz ochotę się roześmiać. To jest zabawne jak łatwo było dojść do tego, co kryło się za maską zapatrzonego w siebie dupka.
- Nie jesteśmy razem, a nawet jeśliby tak było to nigdy nie byłabym twoją własnością - stwierdzasz stanowczo, jednak uśmiechasz się do niego nieśmiało, bo lubiłaś, kiedy był szczery, kiedy nikogo nie udawał, a ostatnio widywałaś go takiego bardzo rzadko.
- Pozostanę nawet, gdy już nie będę twój i będziesz moja, choć nie będę cię miał - mruczy przymykając oczy. Czujesz, że robisz właściwie nie wbijając mu w ciało ostrego narzędzia.
- Czemu nie jesteś taki zawsze? - przechylasz na bok głowę obserwując jak oddycha niespokojnie. - Boisz się? Znowu?
- Nie boję się niczego - prostuje się posyłając ci surowe spojrzenie, której jednak bardziej cię rozbawia niż mrozi. Wydęłaś wargi opierając podbródek na dłoniach.
- Boisz się wielkich słów, własnych emocji i uczuć, które mogłyby zniszczyć twoją reputację dupka - rzucasz mu zaczepne spojrzenie, a on wzrusza ramionami. Widzisz w jego oczach, że coś się zmienia i gdy spoglądasz w nie dłużej - samolubnie w nich tonąc - widzisz, że maska rozbija się na miliony kawałeczków.
- Kurtyna opadła? - wzdycha głęboko rozkładając ręce. Znowu jest twoim Stefanem, w którym się zakochałaś.
- Myślałam, że kilka lat temu - wzruszasz ramionami - Nie wiedziałam, że znowu sądzisz, że tak jest prościej - zakładasz ręce na piersi patrząc na jego konsternację.
- Tylko nie proponuj znowu tego układu - marszczy nos unosząc ręce do góry - Marie, proszę.
Uśmiechasz się wstając z miejsca i mija chwila nim mroczki przed oczami znikają. Oddychasz głęboko, wiedząc, że od tej rozmowy będzie już zupełnie inaczej i liczysz, że nie będzie gorzej. To jest szansa, która została wykorzystana, gdy zaszłaś w ciążę, a teraz chociaż Sophie jest na świecie czujesz, że znowu może pomóc.
- Pełna szczerość w każdej kwestii. Od teraz do waszego wyjazdu. - mówisz poważnie. - Wchodzisz w to czy znowu tchórzysz?

***
Za tydzień będzie następny - to tak z najważniejszych informacji. Dawno nie napisałam nic tak długiego, więc brawa dla mnie. Lubię ten rozdział i mam nadzieję, że Wam też się podoba. Stefan może będzie mniej dupkowaty, a Marie chyba dojrzewa (czuję się jak ich matka :o).






wtorek, 18 lipca 2017

oddech ósmy


To walka aż do śmierci
Która odbierze twój ostatni oddech
Ale nic mi nie będzie



Siedzisz na fotelu zagryzając ołówek, który od kilku minut powinien robić slalom na leżącym na twoich kolanach bloku, jednak nie umiesz zrobić zadowalającego cię szkicu, gdy masz ważniejsze rzeczy do zrobienia. Zerkasz przez okno na bawiącą się w ogrodzie z brunetem Sophie - widzisz jej uśmiech, słyszysz głośny śmiech i wiedziałaś, że zrobiłaś dobrze, jednak masz obawy jak te ich spotkania będą wyglądały później, zacznie się sezon, konkursy i wiesz z własnego doświadczenia, że wtedy Kraft nie będzie miał nawet czasu na dłuższą drzemkę. Odwracasz od nich przestraszona wzrok, gdy Stefan łapie z tobą kontakt wzrokowy i uśmiecha się szeroko. Czujesz się jak uczeń, którego przyłapano na ściąganiu i tylko swoją skruchą może nakłonić nauczycielkę, żeby nie wpisywała mi uwagi do dzienniczka - tylko teraz nie miałabyś już kary od rodziców tylko on zacząłby lekką, niezobowiązującą rozmowę, której się boisz. Każde słowo mogło spowodować lawinę wspomnień, przez które znowu nie spałabyś w nocy. Mimo, że umiecie wymienić ze sobą kilka zdań przez telefon to jednak on najczęściej pyta tylko kiedy może do was przyjechać i zobaczyć córkę. Widzisz za każdym raz, gdy przepuszczasz go przez próg, że jest naprawdę szczęśliwy, jednak żadne z was nie porusza tematu, który dalej pozostaje niedokończony. Czy wszystko między wami jest skończone? Czy zostaniecie przyjaciółmi, a teraz wasze relacje są tylko koleżeńskie? Czy zaprosi cię w przyszłości na swój ślub i nie poczujesz ukłucia zazdrości, gdy zobaczysz go z inną kobietą? Czy zachowujecie się przyjacielsko tylko ze względu na Sophie? Myśli kłębią ci się w głowie powodując promieniujący do każdej części ciała ból, który starasz się zagłuszyć.
 Brak weny? — Alexander patrzy na ciebie z zaciekawieniem opierając się o futrynę. Przewracasz oczami zamykając z głośnym westchnieniem blok rysunkowy. Zawsze, gdy targały tobą emocje, gdy nie mogłaś poradzić sobie z otaczającym cię światem wyciągałaś z piórnika ołówki i szkicowałaś - nieważne czy to był kolejny rysunek ogromu skąpanego w kwiatach czy przechodnie, których miałaś na ulicach; mając blok miałaś kontrolę nad światem i mogłaś upamiętniać ważne lub znaczące momenty. Jednak bardzo często bałaś się rysować ważne dla ciebie osoby, bo kiedyś usłyszałaś, że to przynosi pecha. — Nie możesz go cały czas kontrolować.
Czujesz na sobie jego pełen troski wzrok, jednak nie widzisz nic złego w tym, że obserwujesz ich zza firanki - nie ufasz mu w pełni, jeśli chodzi o czterolatkę, więc musisz ich podglądać, żeby zaspokoić własne sumienie. Alexander odchrząkuje znacząco, żebyś na niego spojrzała, jednak ty tylko wzruszasz ramionami.
 Nie zrozumiesz tego — mówisz spoglądając na niego kątem oka, jednak wydaje z siebie tylko rozbawione parsknięcie. — Nie masz dzieci.
 Ale znam Stefana i wiem, że nie zrobiłby Sophie nic złego — rzuca spoglądając przez okno w stronę rozbawionej dwójki i unosi rękę w geście, gdy powitania, gdy Kraft spogląda w waszą stronę. — Marie, przecież ci jej nie zabierze.
Zagryzasz wargi czując, że zupełnie nieświadomie trafił w samo sedno - boisz się, że przez wszystkie podobieństwa jakie są między nimi blondynka w pewnym momencie będzie wolała jego, a wtedy stracisz wszystko, co masz. Ona jest twoim oczkiem w głowie i to ciebie uwielbiała bezgranicznie od samego początku, jednak pojawienie się w waszym życiu skoczka narciarskiego obudziło w tobie myśl, że to on stanie się jej bohaterem, o którym będzie opowiadać koleżankom w przedszkolu z dumą w oczach - brakowało mu może peleryny, ale latać umiał całkiem nieźle.



***


`    Obserwujesz jego wyuczone ruchy opierając się o ścianę - bezczelnie wpatrujesz się w jego duszę, gdy on zupełnie nieświadomy krząta się po kuchni starając się dać ci coś od siebie, widzisz w jego działaniach pewność, ale zarazem strach, że zrobi coś nie tak. Jakby miał obawy czy aby twoją ulubioną herbatą dalej jest ta jaśminowa pita w błękitnym kubku - nic się nie zmieniło, a ty nie możesz powstrzymać uśmiechu wchodzącego ci bez pozwolenia na wargi. Odchrząkujesz nie chcąc go przestraszyć i z uśmiechem siadasz na jednym z krzeseł.
 Zasnęła — informujesz go przeciągając się niczym kot. Masz zdrętwiałe mięśnie od nachylania się nad zasypiającym dzieckiem, które cały czas opowiadało jak świetnie bawiło się z wujkiem Stefanem na placu zabaw. Oddychasz głęboko wdychając zapach, który roznosi się po całym pomieszczeniu - herbata jaśminowa zmieszana z jego zapachem, który mógłby ci zastąpić tlen. — Cały czas o tobie mówiła.
Słysząc twoje słowa zamiera w bezruchu z dwoma kubkami w rękach i uśmiecha się czule, jego oczy błyszczą i wydaje ci się, że twoje własne serce znacznie przyśpiesza. Nie sądziłaś, że tak proste słowa sprawią mu tak wielką radość, a ty od kiedy go poznałaś uwielbiał sprawiać mu przyjemność.
 Naprawdę? — pyta, jakby nie wierzył, że kupił sobie sympatię tej drobnej istoty, która pewnie teraz słodko śpi. — Też wspaniale się z nią dzisiaj bawiłem. Pomyślałem sobie, że zrobię herbatę, tylko nie wiedziałem jaką teraz lubisz. — mówi stawiając kubki na dzielącym was stole uśmiechając się niepewnie. Kalkuluje ile mogło się zmienić i czy istnieje w twoim życiu jeszcze coś, co on zna i nie będzie musiał poznać na nowo? Chwytasz naczynie w obie dłonie, a twój uśmiech pokazuje mu, że wybrał dobrze.
— Moja miłość do tej herbaty jest niezmienna —mówisz upijając łyk i czujesz jak wraz z ciepłem rozchodzącym się po twoim ciele ogarnia cię spokój i nawet obecność patrzącego ci w oczy chłopaka staje się czymś normalnym. — Do kilku innych rzeczy również.
Sama nie wiesz czemu to mówisz, jednak widzisz, że napina się, gdy dochodzi do niego sens twoich słów. Twoje ciało przechodzą dreszcze, gdy wpatrujesz się w jego dołeczki, gdy uśmiecha się w ten charakterystyczny dla niego sposób i znowu toniesz w jego oczach marząc, żeby kontakt wzrokowy trwał jak najdłużej.
 Marie — jego głos drży, gdy swoją ciepłą dłonią dotyka twojej i ty nie potrafisz nawet wyrwać z jego uścisku. Powietrze jest namagnetyzowane waszymi nieporadnymi spojrzeniami, jakbyście bali się, że gdy powiecie sobie prawdę to zniszczycie ten pozorny spokój, który jest między wami od niedawna. Oblizuje wargi zbierając w sobie odwagę, a gdy otwiera usta mimowolnie wstrzymujesz oddech. Chcesz się skupić przez chwilę tylko na nim, bo już sama nie wiesz czy chodzi bardziej o Sophie czy bardziej o ciebie. — Chciałbym wszystko naprawić, bo dalej mi na tobie zależy.
 Nie jest teraz odpowiedni moment na wielkie słowa — rzucasz zamykając oczy, jakby to mogło zatrzymać twoją wewnętrzną wargę. Bo twoja drżąca dusza wybaczyła mu wszystko już dawno, jednak rozum nie daje się tak łatwo przekonać - potrzeba wam czasu i braku kłód, które ktoś rzucałby wam pod nogi. — Ja...Chcę szczęścia naszej córki, a o sobie na razie nie myślę. — zagryzasz wargi, a on ściska twoją dłoń starając się dodać ci otuchy, wsparcia - tylko, że to wszystko przez niego i przez ciebie; trochę przez twoje serce, a trochę przez jego oczy, które odnalazły się w tłumie kilka lat wcześniej i nawet teraz, gdy siedzicie naprzeciw siebie widzisz w nich siebie.

***

Ten rozdział miał zawierać jeszcze coś, ale postanowiłam to podzielić. Mam nadzieję, że nie jest źle, bo gdy sprawdzam to opowiadanie mam taki zaciesz, że nie mogę tego opisać. Zapętlałam sobie tę piosenkę podczas pisania, więc wylądowała na górze - szczerze? utkwiła mi bardzo w pamięci podczas oglądania "Suits" - mojej wielkiej, serialowej miłości. Co do Stefana i Marie to chyba idzie to w dobrą stronę, chyba...


poniedziałek, 3 lipca 2017

oddech siódmy


Odpychasz mnie,
Nie chcę cierpieć,
Ale to ty ranisz mnie najbardziej
Słowami, które wypowiadasz

Stoisz tam, przed jego drzwiami, kilka metrów od niego i trzęsiesz się jakbyś wyszła na mróz bez kurtki. Ale te dreszcze nie mają nic wspólnego z temperaturą, która jest dodatnia - to wszystko spowodował on, na pewno nie przypadkiem, a zupełnie celowo znowu wszedł w twoje życie nie pytając o pozwolenie, bez słowa sprzeciwu z żadnej strony. Zagryzasz od wewnątrz policzki, żeby nie krzyczeć, aby nie mieszać żalu z łzami, które jeszcze kontrolujesz. To wszystko nie miało tak być, to wszystko miało się skończyć w momencie, gdy zostawił prezent urodzinowy w twojej sypialni. Naciskasz dzwonek i czekasz, znowu czekasz, trwasz w niewiedzy zawieszona między chwilami, których nie chcesz przeżywać, napełniona uczuciami, których chcesz się wyprzeć chociaż przecież nie potrafisz. Mijają sekundy, który trwają zbyt długo osiadając na twojego zdenerwowanej skórze zanim otwiera drzwi i po jego minie widzisz, że nie będziesz musiała odpowiadać na pytanie "co cię tu sprowadza", bo on doskonale wie dlaczego stoisz przed nim z zarumienionymi policzkami, z pulsującą głową i zaciśniętymi pięściami.
— Nie rozmawiajmy na korytarzu rzuca bez emocji, jego głos nie załamuje się, a ty masz ochotę wybuchnąć kpiącym śmiechem. Jego słowa tak zwyczajne jakby tutaj chodziło o rozmowę o wycieczce za granicę czy tajną recepturę kremu do ciasta - chociaż może nawet w tym byłoby więcej emocji. Otwiera szerzej drzwi przepuszczając cię w progu, a gdy go mijasz słyszysz jak nierówno oddycha, widzisz jak kawałek z jego maski spada roztrzaskując się o ciemne płytki. Uśmiecha się do ciebie blado, jednak nie odwzajemnisz grymasu, który nijak pasuje do sytuacji, w której się znajdujecie. Pogadajmy na tarasie, znasz drogę. rzuca z odrobiną kpiny wchodząc do kuchni. Zaciskasz mocniej zęby, bo to oczywiste, że nasz drogę. Przecież tyle razy siedzieliście do późna oparci o ściany budynku i oglądaliście gwiazdy prześcigając się w wykrzykiwaniu ich nazw. Spędziliście tam razem wiele popołudni, gdy on czytał kolejne książki, a ty zagryzałaś ołówki, aby w końcu skończyć jego portret - idealny prezent na wyjątkową okoliczność teraz kurzył się na strychu między rzeczami zupełnie niepotrzebnymi. Opierasz się o szklaną barierę podziwiając widok, który prawie zapomniałaś, gdy on wraca ze szklanką wody. Jego zmieszanie miesza się z twoim zdenerwowaniem, a majaczący na jego ustach uśmiech przyprawia cię o kolejne dreszcze; kolejna próba wyleczenia się idzie na marne, znów zbyt silnie działają na ciebie jego drobne, nieznaczące gesty.
— Nie miałeś prawa wykorzystywać mojej nieobecności warczysz zaciskając zęby do granicy bólu. Dalej na niego nie patrzysz, ale możesz przysiąc, że parska pod nosem i zaczesuje włosy szukając dobrej odpowiedz. Ty nawet nie krzyczysz, ranisz go dławiącym się w gardle głosem, brakiem spojrzenia, stanowczością zdań. Nie wiem co powiedziałeś Michaelowi, że ci w to uwierzył, ale ja nie zamierzam znowu być tą naiwną. rozluźniasz i zaciskasz na przemian dłonie stojąc w miejscu. Krew w twoich żyłach pulsuje, serce bije jak oszalałe - odwracasz się widząc jak cały jego plan na granie tego złego rozsypuje się na miliony kawałeczków. Nakręcasz się jego skruchą, jego wstydem, purpurą na policzkach i drżeniem szczęki. Słowo po słowie wysuwasz ku niego coraz to nowe oskarżenia, za które kary nie poniósł. Wkraczasz między tematy, które go ranią najbardziej i masz zamiar wylać wszystkie żale, nie pozostawić na jego usprawiedliwienie zupełnie nic.
Marie oddycha głośno zamykając oczy. Uspokój się i wreszcie mnie posłuchaj! znajduje się kilka kroków od ciebie, jakby dzieliła was jakąś barierą, której nie umie i którą boi się przekroczyć.
Nie, Stefan, nie mam zamiaru rzucasz kręcąc głową, odganiając od siebie każdą myśl, która nakazuje ci zostać i wysłuchać każdego jego słowa. Nie pozwolę Ci zbliżyć się do Sophie tylko dlatego, że sezon się skończył i masz za dużo wolnego czasu. Nie dam ci zgody, żebyś potraktował ją jak chwilową zachciankę, którą odłożysz jak rzecz, gdy wyjedziesz na zgrupowanie przed sezonem. To jest dziecko, Stefan! Twoje dziecko! Ono ma uczucia i rozumie więcej niż ci się wydaje.
Nigdy nie chciałem traktować jej jak zabawki staje niepewnie obok ciebie zagryzając wargi. Kręcisz głową nie umiejąc już panować nad łzami, a on jeszcze bardziej to wszystko komplikuje swoją bliskością, której nie powinno być, czułością w głosie, której nie było zbyt długo Ciebie też nie.
Kręci ci się w głowie, gdy zaciskasz dłonie na barierce. Nie czujesz teraz nic oprócz wielkiego chaosu, który wypełnia każdą komórkę twojego ciała. Czujesz na sobie jego wzrok trochę zlękniony, że razem wybiegniesz, uciekniesz od problemów i odpowiedzialności, trochę zbyt natrętny by go zignorować i udać, że zwyczajnie nie słyszałaś i w końcu za bardzo twój, żeby ten ostatni raz nie walczyć o odpowiedzi na pytanie, przez które nie możesz spać spokojnie już od kilku lat.
To dlaczego odszedłeś? nie umiesz dłużej tego w sobie dusić, w końcu oboje przez całą ciążę byliście ofiarami niewybrednych żartów i obraźliwych uwag. Nie tylko ty cierpiałaś, nie tylko ty miałaś koszmary - on również budził się zlany potem, nie mógł się na niczym skupić. Byliście bezsilni wobec całego zła tego świata, ale wtedy myślałaś, że będąc razem jakoś to przetrwacie. Dlaczego zostawiłeś nas w momencie, gdy najbardziej cię potrzebowaliśmy?
Bałem się, rozumiesz? wybucha rozkładając ręce i widzisz, że jego to wszystko też pokonało już na starcie. Kręci głową, a ty boisz się spojrzeć mu w oczy, żeby nie dostrzec tego strachu, który sama wiele razy odczuwałaś. Ledwo co smakowaliśmy legalnie alkoholu,a już pojawiła się Sophie. Nie chodzi o to, że jej nie chciałem, wiesz przecież, że to najlepsze, co mnie spotkało. Przestraszyłem się, że nie będę w stanie być dobrym ojcem. Bo co o dzieciach czy rodzinie może wiedzieć osiemnastolatek, który swoich rodziców widzi raz na kilka miesięcy? Były skoki i byłyście wy, a potem już poza skokami nie było nic. Nie chciałem zawieść, byłem głupcem i cholernie mocno tego żałuję.
Myślisz, że ja się nie bałam? Każdy jej płacz, każdy niespokojny szmer przyprawiał mnie o atak serca. Ale nie odeszłam, bo was kochałam. odpadasz na wiklinowe krzesło i opierasz głowę na dłoniach. Nie jesteś w stanie nie reagować na jego słowa, bo to jednak nie było tak ja to sobie ułożyłam. Mdli cię od tych informacji, wyznań i tego, że musiało się tyle wydarzyć, żebyście w końcu normalnie porozmawiali.
- Przepraszam, Marie - widzisz jak powstrzymuje łzy, a ty zaczynasz oddychasz głębiej. - Postąpiłem nierozsądnie, nie pomyślałem w tym wszystkim o tobie, przepraszam. Później już tylko stchórzyłem - bałem się spotkania z Tobą, twoimi rodzicami, Michaelem. Dałbym wszystko byleby cofnąć czas.
Kuca przed tobą i po chwili dotyka twojego kolana jakby chciał zapewnić, że nic złego już nie ma prawa się wydarzyć. Odpychasz od siebie wszystkie egoistyczne myśli, bo wiesz, że chciałaś zniszczyć życie własnej córki przez jakieś uprzedzenia, głupie pomysły, które wykiełkowały na ziarnie niedomówień.
Stefan, ona dalej cię potrzebuje - widzisz jak nadzieja błyszczy w jego oczach.
Sądzisz, że mógłbym się z nią widywać? pyta jakby nie wierzył we własne szczęście, pyta jakbyś chciała mu zagwarantować każda z możliwych nagród. Unosi głowę i pierwszy raz bez bólu patrzycie sobie w oczy. Starasz się uśmiechnąć, żeby zrozumiał, że to wszystko jest prawdziwe. Niczego mu nie obiecujesz, bo mimo wszystko zranił cię bardzo mocno, ale liczysz na to, że w pewnym momencie będziecie mogli o tym porozmawiać.   Nie chciałbym wchodzić z butami w twoje życie.
Moim życiem jest Sophie, a ona ma prawo poznać własnego ojca. dotykasz jego dłoni czując, że podejmujesz najlepszą decyzję z możliwych.




oboże! nie sądziłam, że tak się popłaczę pisząc ten rozdział, ale stało się. sama nie wiem jak mi to wyszło i nie mnie to oceniać; bardzo znaczące dla tego opowiadania, ale to jeszcze nie koniec. ale już tak serio to miałam ochotę moją wersję Stefana uderzyć mocno w głowę.

ret.

piątek, 16 czerwca 2017

oddech szósty



Mogłabym dać Ci jeszcze jedną szansę, upaść
Przyjąć strzał za Ciebie
Potrzebuję Cię jak serce potrzebuje bicia
Ale to nic nowego
Moja miłość była gorącym promieniem
(OneRepublic - Apologize)


Kwietniowe słońce przygrzewa zbyt mocno, gdy siedzisz na pomarańczowym dywanie na poddaszu rodzinnego domu. Minęło kilka miesięcy, a Kraft się nie pojawił - wszystko wróciło do normy - łącznie z twoimi koszmarami - masz nadzieję, że na zawsze. Sezon zakończył się kilka tygodni temu, a za dwa tygodnie brat znowu ucieknie z domu, znowu będzie spędzał z nim czas na zgrupowaniach i innych tego typu rzeczach. Zastanawiałaś się czasem czy siedząc na wąskich, hotelowych łóżkach w porze, gdy powinni już spać, regenerować się przed następnym konkursem, poruszają twój temat. Nie przykładając się za bardzo przekładasz z jednej wieży na drugą kolejne drewniane klocki kątem oka obserwując przebierającą lalki blondyneczkę. Z uśmiechem opowiada o nich Alexandrowi, który kilka chwil wcześniej wszedł do pokoju z tacą pełną ciastek. Przyglądasz im się nieco dłużej, a po chwili przenosisz wzrok na czytającego Michaela. Blondyn zdaje się cię nie zauważać, co jakoś specjalnie cię nie dziwi. Sielskie popołudnie płynie i nic nie wskazuje na to, że stanie się coś, co znowu zwróci was przeciw sobie. Dźwigasz się z podłogi potrącając przypadkiem zamek, który rozsypuje się na jasnych panelach. Dźwięk przeszywa cię na wskroś, jakby coś wbijało cię się w serce powodując niewyobrażalny ból. Widzisz w tej sytuacji coś, co sprawia, że uśmiechasz się ironicznie pod nosem - stabilna budowla runęła przez drobny, przypadkowy gest. Kręcąc rozbawiona głową nalewasz do szklanki soku i gestem przywołujesz Sophie.
— Napij się, bo pewnie zaschło ci w gardle — rzucasz roześmiane spojrzenie Alexandrowi, który zdaje się być wykończony po zabawnie z siostrzenicą. Blondynka zawsze była bardzo absorbująca, a mimo to skradała serca wszystkich członków rodziny. Porozrzucała lalki, które dostała od twoich braci na Boże Narodzenie, a ty zamiast gonić ją do sprzątania sama bawisz się jej klockami. Może nigdy nie dorosłaś? Może jej przyjście na świat tylko ukryło w tobie dziecięcy pierwiastek? 
— Mamo — słyszysz jej całkowicie poważny głos, którym zmusza cię, żebyś zwróciła na nią uwagę. Obserwujesz uważnie jej wydęte wargi i ten błysk w oku, w którym nie trudno doszukać się ambicji. Patrzy na ciebie nie bojąc się kontaktu wzrokowego i to ty pierwsza odwracasz wzrok, gdy za bardzo przypomina ci błyszczące oczy Stefana po każdym zakończonym telemarkiem skoku. — A ten wujek jeszcze do nas przyjdzie? — pyta bezpośrednio, a twoje serce przyspiesza mimowolnie.
— Jaki wujek, kochanie? — z twoich ust pada pytanie i powietrze momentalnie gęstnieje. Słyszysz swój przerywany oddech i nie musisz się rozglądać po pokoju, żeby znaleźć winnego. Odwracasz głowę, żeby zobaczyć strach na twarzy skoczka narciarskiego, ale nie dostrzegasz nawet cienia. Jego twarz emanuje spokojem, tylko oczy pozostają zaniepokojone, jakby nie wszystko szło zgodnie z planem, który założył. — Jak mogłeś? — szepczesz w jego stronę prawie bezgłośnie jednocześnie ściskając małą dłoń, która zaciska się na twoim kolanie. Jesteś bliska wybuchu, ale przecież to nie musi być on. Może chodzić o kogoś zupełnie innego, prawda?
— Stefan — mówi z dziecięcą szczerością zakręcając jasny kosmyk wokół palca, odkrywając wszystkie karty. Rzucasz blondynowi zranione spojrzenie i coś w tobie pęka. Czujesz, że złość i wina wciągają cię coraz mocniej i dłużej nie dasz rady z nimi walczyć. — Mówił, że nie będziesz chciała się z nim widzieć.
— Miał rację. — zaciskasz zęby próbując brzmieć naturalnie, bo to nie jest jej wina, ona jeszcze nic nie rozumie. Los dał ci ją na pociechę za kolejną pomyłkę dwóch ciał, choć do tego przegranej przyczyniliście się oboje. On podjął ten ostateczny krok, bo był dużo odważniejszy niż ty, gdy wiele razy już wybierałaś jego numer telefonu. Pogubiłaś się w uczuciach do niego już dawno temu, a potem, gdy wszystko się skończyło zwyczajnie zamiotłaś wszystko pod dywan. Czułaś, że teraz żadna siła nie wyciągnie twoich brudów na światło dzienne. Wiedziałaś, że wtedy one cię przerosną, gdy znowu przyjdzie ci się z nimi zmierzyć. Wrócił, a ty dalej nie miałaś odpowiedzi na odroczone pytania. To bolało najbardziej i chyba nawet mocniej krwawiło niż damski głos kilka tygodni przez waszym końcem. — Alex, weź ją na dół — rzucasz jeszcze do najmłodszego z twoich braci, a on rzuca się do ucieczki na bezpieczną odległość.
Drzwi zamykają się z cichym trzaskiem, a ty nawet nie wiesz co powiedzieć, bo przecież to jest zbyt absurdalne. Krążysz po pokoju jakbyś próbowała zebrać myśli tylko, że tego nie potrafisz zrobić od kilku miesięcy. Jego oddech dalej krąży ci w krwiobiegu i nie wiesz jak się tego pozbyć. Zwykłe czynności cię pokonują, a każdy problem mnoży się nie pomagając ci powstać z krwawiących niepowodzeniami kolan. Sama już nie wiesz czy jesteś na niego wściekła, a może tylko szukasz dowodu na to, że w tym wszystkim to ty jesteś pokrzywdzona?
— Dalej tam mieszka? — pytasz sucho wyciągając z kieszeni telefon komórkowy. Michael kiwa niepewnie głową jakbyś była niespełna rozumu i mogła w każdej chwili coś sobie zrobić. 
Zbiegasz na parter  nie zwracając uwagi na zdziwione spojrzenia rodziców, którzy zapewne wiedzą już o rozmowie, która miała miejsce chwilę wcześniej.
— Marie, co ty chcesz zrobić? — ojciec szarpie twoje ramię, gdy siłujesz się z zamkiem błyskawiczym skórzanej kurtki. Patrzysz na niego nieprzytomnym wzrokiem, bo sama nie wiesz, co zamierzasz. Myśl, że Kraft pod twoją nieobecność i bez twojej zgody spotkał się z Sophie przysłania ci umysł paraliżując wszystkie funkcje życiowe. To nie miało tak być, nie tak to sobie zaplanowałaś. 
Wyrywasz się ze stanowczego uścisku wciskając w dłoń kluczyki do samochodu. Wybiegasz z domu jakby coś jeszcze mogło cię zatrzymać się i nie zważając na plotki, które pewnie pojawią się w okolicy następnego dnia ruszasz z piskiem opon. Nie potrzebujesz nawigacji, drogę znasz przecież doskonale. Co zrobisz? Co mu powiesz? Sama nie wiem. Nie zastanawiasz się nad tym, ale wiesz, że w tym momencie nie ma już odwrotu. Nie ma już żadnego "ale".


 ♥

to wszystko jest trudne dla Marie - wszyscy to wiemy.
tylko teraz czy oni naprawdę nie są w stanie normalnie porozmawiać?
następny rozdział będzie chyba najważniejszym.