sobota, 29 kwietnia 2017

oddech trzeci


Spójrz w moją twarz
Powiedz, że mnie kochasz
Nawet jeżeli to kłamstwo
Ponieważ ja się tym w ogóle nie przejmuję


Kręcisz z rozbawieniem głową przyglądając się swoim braciom, którzy próbują zabawić czterolatkę, której grymas wskazuje na to, że nie idzie im to za dobrze. Śmiejesz się pod nosem zostawiając ich samych w pokoju, aby pomóc w dekorowaniu urodzinowego tortu, którego truskawkowy zapach uderza cię od samego progu kuchni. Widzisz jak ojciec podwija rękawy jasnej koszuli jeszcze bardziej zdobiąc ciasto różnokolorowymi zawijasami byleby wywołać uśmiech na twarzy ukochanej wnuczki. Cieszysz się, gdy widzisz, że sprawia mu to ogromną przyjemność, mimo tego, że początkowo był wściekły. Wystarczył jeden nieświadomy uśmiech kilkutygodniowej istotki, żeby stała się jego oczkiem w głowie, wystarczyła chwila, żeby wsiadł w samochód i wykupił wszystkie różowe stroje w promieniu kilku kilometrów.
— Tym razem chyba przeszedłeś sam siebie — uśmiechasz się wieszając się mu na ramieniu i całując w podzięce w zarośnięty policzek. Odkłada szprycę zerkając na ciebie z powątpiewaniem, jednak widzisz radosne ogniki, które błyszczą w jego zielonych oczach - czujesz jakbyś patrząc w nie mogła zajrzeć do własnej duszy. — Wiesz, że Sophie i tak nie będzie pamiętać tak wspaniałych wypieków dziadka? — zerkasz na niego kątem oka nabierając palcem krem z olbrzymiej miski.
— Mam jeszcze trochę szans, żeby jednak zapamiętała śmieje się, a w kącikach ust pojawiają mu się delikatne zmarszczki. Przewraca oczami widząc jak podjadasz niewykorzystaną masę, jednak wie, że to twoja ulubiona czynność podczas rodzinnego pieczenia. Wzdycha wskazując mi miejsce naprzeciwko siebie, a po chwili siada na krześle uprzednio zamykając drzwi. — Co się dzieje, Marie?
Wzruszasz ramionami zapewniając go, że wszystko jest w porządku, że nie ma się czym martwić. Wmawiasz mu, że po prostu źle spałeś, że zupełnie przypadkiem znalazł was z Michaelem rano siedzących na kuchennym parapecie z kubkiem ciepłego mleka - leku na wszystkie smutki, troski i problemy. Wtedy przywitał was radośnie, nie zagłębiając się w szczegóły jednak jego zacięty wzrok mówi ci, że teraz nie odpuści póki ściany nie pochłoną słów, które zalegają gdzieś na końcu języka jakby bały się opuścić twoje usta.
— Nie naciskaj, tato — błagasz go zagryzając wargi, a on odwraca wzrok, bo nie może ci tego obiecać. Chcę cię chronić, odpędzić wszystkie demony, które nachodzą cię w nocy, przegonić wszystkie potwory, które od ponad dwudziestu lat czają się pod twoim łóżkiem. Nie chcesz mu ponownie złamać serca swoimi uczuciami, które zwyczajnie źle ulokowała za młodu, a skutki decyzji podjętych pod wpływem chwili pokonały cię i teraz leżysz pokonana przez własne pragnienie szczęścia, przez wiarę w świętość miłości i ludzi. Przeszywa cię na wskroś - znajdujesz się pod ścianę, modlisz się, żeby mama lub ktoś zupełnie inny przerwał tę niewygodną sytuację, z którą sama nie potrafisz sobie poradzić. — Stefan zadzwonił i chciał porozmawiać.
Mężczyzna zrywa się w krzesła prawie potrącając leżące na brzegu stołu talerze, jakby twoje słowa wywołały jakieś pole, które go od siebie odpycha. Nie może w to uwierzyć i wcale mu się nie dziwisz, bo zarówno ty jak i blondyn siedzący za ścianą nie sądziliście, że to ma się prawo wydarzyć. Ojciec wzdryga się potrząsając głową, jakby właśnie odrzucił od siebie pomysł obicia twarzy bruneta, który zbezcześcił twój wypracowany spokój. Łapiesz jego wzrok i wiesz, że nie będzie mógł w nocy spać - żałujesz, że dałam się złamać i wyjawiła mu to, że ktoś w nocy zadzwonił. Wiesz, że powie o wszystkim matce, a ta znowu otoczy cię kloszem zabraniając nawet wyjść z córką na plac zabaw niedaleko w obawie, że Kraft będzie chciał “porozmawiać” - boją się o ciebie zbyt mocno, jednak wszyscy domownicy wiedzą w jak fatalnym stanie byłaś, gdy on zwyczajnie odszedł.
— Joseph, Marie — mama wpada uśmiechnięta do kuchni, jednak widząc wasze miny i napięte mięśnie jej radosny grymas w jednej chwili zmyka. Nie rozumie, jednak wiesz, że potem wypyta o wszystko o ojca, o każdy szczegół, a potem zwoła rodzinne zebranie. Wzdycha głośno powietrze rzucając mi ostrzegawcze spojrzenie, na którego widok zakładacie na twarz maskę uśmiechając się jakby przed momentem nic się nie wydarzyło. — Sophie już się niecierpliwi.
Gdy wychodzi rzuca wam jeszcze przez ramię pokrzepiający uśmiech - czas zmierzyć się z zaniepokojonym Michaelem i tak bardzo podobną do niego czterolatką. Czujesz jak ojciec ściska twoje ramię, a ty odpowiadasz mu nieco wymuszonym uśmiechem, nie możesz pozwolić mu się martwić, nie w tak radosnym dla wszystkich dniu. Zabierasz przygotowane wcześniej talerza, a on zabiera tort i już po chwili jesteście witani w salonie radosnym okrzykiem blodnynki, którą zrywa się z kolan twojego najstarszego brata i przytula się do twoich nóg wpatrując się z uwielbieniem w dzieło swojego dziadka. Schylasz się całując ją w czoło i wiesz, że nie zamieniłabyś jej na nic innego. Alexander ogłasza wszystkim, że czas w końcu zdmuchnąć świeczki, a Sophie wręcz podskakuje z zachwytu. Unosisz ją, żeby mogła dosięgnąć do palącej się już czwórki, gdy gwar rozmów przerywa dzwonek do drzwi.
Rzucasz rodzicom zdziwione spojrzenie, bo przecież jesteście w komplecie, przecież wszystkie miejsca są zajęte. Wstajesz z krzesła i poprawiając wystające z koka niesforne kosmyki podchodzisz do drzwi. Czujesz, że nie masz na tyle sił, żeby otworzyć, jednak możesz się mylić. Dzwonek nie ustaje,a ty rozpamiętujesz słowa Michaela “nie ma tyle odwagi, żeby tutaj przyjść” - nie chcesz wierzyć, żeby to właśnie Kraft, przyczyna wszystkiego, osoba, którą obwiniasz o całe zło świata zaczynając od konfliktu na Bliskim Wschodzie na dziurze ozonowej kończąc stoi za drzwiami i próbuje dostać się do twojego domu, życia, serca mimo wyraźnego zakazu, który wydał, który potwierdził twój ojciec. Przełykasz ślinę przybierając zdystansowany wyraz twarzy i wierzysz, że nie złamiesz się, gdy zobaczysz emocje kłębiące się w jego oczach, które kochałaś, których nigdy kochać nie przestaniesz. Bo wiesz, że to wszystko mogło mieć sens tylko dlatego, żeby przekonać się, że istnieją takie oczy jakie ma on. Uchylasz drzwi, jakby otwierała przed nim wszystko co masz i od razu uderzają cię jego perfumy. Widzisz jak odwraca się jakby chciał już odejść, zrezygnować i patrzy. Patrzy na ciebie tak jak robił to miliony razy, jakbyś nie sprawiała, że jego świat jest lepszy, lecz jakbyś była całym jego światem. Nie tak wyobrażałam sobie wasze kolejne spotkanie, raczej liczyłam, że to będzie przypadkiem, trochę w biegu, żebyś nie musiała stawać z nim w twarzą w twarz, abyś nie musiała mierzyć się z tym wszystkim co czujesz, z sercem, które dalej wyrywa się w jego kierunku.
— Stefan?! — głos grzęźnie mi w gardle i brzmisz tak żałośnie, żeby samej siebie zaczyna ci być szkoda, a patrząc na niego widzisz, że boi się co będzie dalej; to nie koniec, nie chęć zakończenia - to dopiero początek wszystkiego innego.

***

Dalej Krafta brak, ale to już chyba koniec jego nieobecności tutaj - w sensie dosłownym oczywiście, bo tak praktycznie to mąci w głowie Marie cały czas. Czasem mam wrażenie, że sama do końca nie rozumiem moich bohaterów.

󠁢

niedziela, 23 kwietnia 2017

oddech drugi




Teraz, kiedy spojrzysz w moją twarz

Tak dosyć, dosyć tych kłamstw
Których użyłaś, aby się za nimi schować
Nie ma żadnej miłości w twoich niebiosach deszczu.



Biegniesz nie zważając na skrzypienie schodów pod twoimi bosymi stopami - szukasz siebie w miejscach, gdzie mogłaś zostawić kolejne swoje części. Kręcisz się nerwowo spoglądając na drzwi, zza których sączy się światło. Wzdychasz cicho próbując zmusić ciało do zaprzestania tych wszystkich odruchów, które nie pomagają ci w istnieniu. Twoja skóra trzeszczy jakby obcy dotyk byłby w stanie ją rozerwać, pełen bólu szept odbija się echem od ścian korytarza, na którym stoisz. Przestępujesz z nogi na nogę chwilę nasłuchując. Ściskasz klamkę wspominając jego słowa: "zawsze możesz do mnie przyjść" - tylko czy tak jest naprawdę? czy szeptał te słowa, bo tak wypada? Nie masz ochoty się nad tym zastanawiać, potrzebujesz go w tej chwili, bez względu na łączące go z brunetem relacje, na wasze stosunki przez lata i wszelkie rodzinne brudy, których nikt nie zamierza wyciągać na wierzch.
- Michael - stajesz w koszuli nocnej w drzwiach jego pokoju zagryzając przestraszona wargę. Brat patrzy na ciebie kręcąc głową z niedowierzaniem. Nie musisz mówić mu, co się stało - widzisz w jego oczach, że wie, jednak wierzysz głęboko w to, że gdy to powiesz, to wszystko okaże się to tylko senną marą, którą on rozgoni swoim uśmiechem. - On zadzwonił.
Zamiera, widzisz, jak spina wszystkie mięśnie przeczesując palcami włosy; jest zdezorientowany, nie umie tego poukładać po raz kolejny. Wstaje z łóżka podchodząc bliżej ciebie. Jego też to wszystko nie oszczędziło, jednak ich przyjaźń się odbudowała. Choć Kraft nie miał prawa już przechodzić przez próg waszego domu dalej widywali się na konkursach, na wieczornych wyjściach, dalej dzieli ze sobą pokoje hotelowe i prawie wszystkie tajemnicy - zupełnie jakby nic się nigdy nie wydarzyło. Z perspektywy czasu zazdrościsz im, że tak potrafią, bo ty dalej budzisz się z krzykiem, gdy śnią ci się jego oczy, dalej mocniej zaciskasz kciuki, gdy widzisz go w locie. Blondyn ściska twoją drobną dłoń, czujesz, jak przepływają między wami słowa, których nie jesteście w stanie wypowiedzieć na głos – od czterech lat nie jest między wami dobrze. Dobrze wiesz, że za dużo gorzkich słów wykrzyczałaś mu prosto w twarz, gdy Alexandrem znikał z białym wózkiem za rogiem – nie szczędziłaś mu wyzwisk, oskarżeń, pretensji. Obarczałaś go winą, marzyłaś o tym, żeby cisnąć w niego parującą w talerzu zupą. Chciałaś wyrwać z niego każdy strzępek informacji, których ci nie dał, bo zwyczajnie chciałaś zrozumieć. Sądziłaś, że musiał komuś powiedzieć o powodach swojego zniknięcia z twojego życia, jednak nikt z waszych wspólnych przyjaciół nic nie wiedział – to od ciebie dowiedzieli się o zaistniałej sytuacji. Wiele razy przez pierwsze pół roku odrzucałaś od siebie ochotę pojechania do Salzburga, wejścia znowu do jego życia z butami. Potem to minęło; pogodziłaś się z tym wszystkim, nie chciałaś już rozdrapywać gojących się ran, ale się bałaś – nie miałaś przygotowanej odpowiedzi na pytanie, które w pewnym momencie musiałaś usłyszeć. „Gdzie jest tata?” – twoje serce stanęło, gdy z ust twojej kochanej blondynki padło zdanie, które oderwało wszystkie łaty. Wszystko stało się w tamtym momencie trudniejsze, jedynie Michael okazał ci wsparcie. Trochę pochopnie, trochę samoczynnie to właśnie na niego spadło wytłumaczenia Sophie gdzie jest drugi z jej rodziców – pracuje; nie pomylił się przecież, bo rzeczywiście skoki, które okazały się ważniejsze były jego pracą. Przełykasz głośno ślinę czując jak ponownie wspomnienie bruneta odbiera ci wszystko co masz, wszystko co możesz nazwać stabilnym. Skoczek narciarski patrzy na ciebie kręcąc głową, jednak gdy widzi, że jest coraz gorzej, że nie panujesz już nad drżeniem brody, że twoje ciało przechodzą nieprzyjemne dreszcze, których nie umiesz powstrzymać, że rozpadasz się zupełnie jak przed czterema laty przytula cię mocno.
- To niemożliwe, ani ja, ani nikt ze znajomych nie dał mu numeru. - wypowiada spokojnie jakby czekał na twój wybuch, jakby liczył na coś więcej niż łzy. Patrzysz na niego uważnie jakbyś szukała w nim winy, jakby to jednak on dał mu klucz do furtki, którą sam zatrzasnął, jednak nie widzisz nic. Patrzycie na siebie nieco zlęknieni, że to wszystko wraca, a wy znowu nie jesteście na to przegotowani. – Może jednak powinnaś z nim porozmawiać na spokojnie? – czujesz, że stara się zachowywać rozsądnie, jednak tobie nie w głowie teraz pokojowe spotkania. Starasz się uniknąć tego, zupełnie jak twoja córka zupy pomidorowej – za wszelką cenę. Wiesz, że nie będziesz potrafiła nad sobą panować, gdy staniecie twarzą w twarz; nie chcesz się dowiedzieć, jak zachowa się twoje ciało, gdy on uśmiechnie się w tej fantastyczny uśmiech, który przez jakiś czas był pierwszą rzeczą każdego ranka, którą pragnęłaś widzieć.
- Ja nie chcę go znowu zobaczyć. - szlochasz zaciskając dłonie na materiale jego koszulki. Myśli napływają ci do głowy, próbujesz je wyrzucić, zamknąć się przed wszystkimi wspomnieniami, których uaktywniły się wraz z dzisiejszym telefonem. Wiele dni musiało minąć, żebyś otrząsnęła się i nie chcesz tego zmieniać. Dobrze ci było bez niego, choć czułaś łzy pod powiekami, gdy Sophie robiła się coraz bardziej do niego podobna. Odnajdywałaś go w jej ruchach, w błysku oczu czy w pojawiającym się uśmiechu.
- Spokojnie, nie ma na tyle odwagi, żeby tutaj przyjść – szepcze mocno zaciskając wargi, jakby sam nie wierzył w słowa, które wypowiada. Od kilku dni odrzuca jego nachalne połączenia, a teraz żałuje. Być może gdyby wczoraj odebrał wcześniej wiedziałby o tym wszystkim, o tym, że on chce z tobą porozmawiać, może udałoby mu się do tego nie dopuścić. Czuje się winny, mimo, że przekonywanie Stefana do zmiany decyzji, którą podjął wybierając twój numer było niemożliwe. Zawsze, a szczególnie podczas ostatnich lat wszystkie jego pomysły wykonywał natychmiast, ryzykował, nikt nie był w stanie go powstrzymać. Gładzi cię po głowie jeszcze długo, aż dostrzegasz pierwsze oznaki nadchodzącego poranka. Kolejny dzień, w którym trzeba będzie się zmierzyć z wszystkimi demonami przeszłości, bo nie da się już dłużej trzymać ich w szafie – wszystkie zawiasy puściły.

***

Nie lubię tego rozdziału, choć wiem, że nie jestem na tym etapie inaczej go napisać. Nie skreślajcie Stefana od razu, bo przecież jeszcze go nie poznaliście. Nie oceniajcie Marie, bo ona jest zwyczajnie w szoku. Nie negujcie Michaela, który naprawdę ma w głowie mętlik. 


sobota, 1 kwietnia 2017

oddech pierwszy [prolog]




Po prostu żebyś wiedział
To uczucie odbiera mi kontrolę
I nic nie mogę na to poradzić
Nie będę siedział bezczynnie, 
nie mogę pozwolić jemu teraz wygrać





Zamykasz i otwierasz na powrót oczy próbując zmyć z wewnętrznej strony powiek ślady wspomnień, resztki obietnic bez pokrycia, które co nocy odbijają się echem od ścian pokoju, który cały przesiąknął jego pięknymi kłamstwami, które tak pięknie szeptał ci do ucha, aby następnie odnaleźć twoje wargi tak bardzo spragnione jego dotyku, jakby jego pocałunki były ci potrzebne do życia, jakby nic i to nigdy nie mogło ci ich zastąpić. Zagryzasz je - bolące od niepocałowania, palące, gdy tylko dotykasz je palcami. Trwasz, egzystujesz - opacznie wypełniając powierzone ci przez życie zadania. Lawirujesz na granicy zaliczenia na mocną dwójkę - starasz się wyprzeć wszystkie jego słowa, które zbyt mocno pamiętasz, zbyt namacalnie czujesz jego szept na odkrytym ramieniu. 
Zegar tyka, wskazówki biegną coraz szybciej, a ty przeżywasz życie w ukryciu. Nie wysuwasz nosa z bezpiecznego miejsca, nie podróżujesz, choć tak bardzo to kochasz - przecież on też to kochał. Uśmiechasz się delikatnie, gdy nastaje nowy dzień - właśnie mijają cztery lata, odkąd podjął taką decyzję, przez którą musiałaś zrezygnować z własnych marzeń, z własnych planów, z niego - właśnie wtedy, gdy najbardziej go potrzebowałaś. Upewniasz się ponownie zerkając na zegar wskazujący dwanaście minut po pierwszej w nocy.
– Happy Birthday to you – nucisz zerkając na dziewczynkę zaciskającą dłoń wokół twojego serdecznego palca. Jej blond włosy rozsypują się po poduszce niczym promyki słońca. Jest tak krucha, że boisz się wykonać najmniejszy ruch, byleby nie wytrącić ją z tego błogiego stanu. Twoja kruszynka, którą urodziłaś trochę na przekór światu, rodzinie i samej sobie. Dziewięć miesięcy minęły na zapewnieniach, krzywych spojrzeniach i nieprzyjemnych komentarzach. Zaciskałaś zęby wypłakując oczy nocami, gdy nikt nie patrzył. Piłaś herbatę na uspokojenie filiżanka za filiżanką, jednak w pewnym momencie tylko jego silne ramiona pozwalały ci odzyskać stan pozornego bezpieczeństwa. – Wszystkiego najlepszego, córeczko.
Odgarniasz niesforny kosmyk za maleńkie ucho nie mogąc powstrzymać czułego westchnienia. Ona zawładnęła twoim światem już w momencie, gdy na teście ciążowym zobaczyłaś dwie, ledwie widoczne kreseczki. Bałaś się, ale nie mogłaś wyobrazić sobie już bez niej życia. Słyszysz jak twój telefon wibruje ostrzegawczo niemal spadając z drewnianej, nocnej szafki i ze strachem nasłuchujesz przerwania spokojnego oddechu, jedynego dźwięku, który wypełnia sypialnię. Oddychasz z ulgą wyswobadzając się z objęć dziecka i sięgasz po telefon z zagryzionymi wargami. Rozważasz, kalkulujesz wszystkie możliwe zyski i straty, bo doskonale wiesz kto jest po drugiej stronie - tylko jedna osoba może kryć się pod „numerem prywatnym” w tym szczególnym dniu, w tyle znaczącej chwili, której tysięczną analizę ci przerywa. I, gdy już chcesz odrzucić połącznie i nauczyć się zapominać o kolejnej z rzeczy, które nie pozwalają ci spać odbierasz. Siedzisz w ciszy, boisz się odezwać. Wierzysz w to, że zdradzi cię każde drżenie głosu, że on usłyszy obijające twoją klatkę piersiową jak obuchem, serce. Wpatrujesz się w świecący zbyt jasno księżyc i chcesz zakończyć rozmowę, tak nagle jak on zniknął z twojego, z waszego życia nim na dobre się zaczęło.
– Marie, nie rozłączaj się, proszę – wychrypuje do słuchawki, a w twoich oczach stają łzy. Myśli wirują ci w głowie, a oddech przyśpiesza jak po długim biegu. Masz dreszcze, błądzisz wzrokiem po pokoju szukając bezpieczeństwa, które utraciłaś odbierając. Postąpiłaś pochopnie, a teraz czujesz jak wszystkie łaty jakie naszywałaś na swoją duszę się odrywają. Słyszysz jak nerwowo przełyka ślinę i zapewne modli się, żeby nie usłyszeć dźwięku zakończonej rozmowy.  – Chcę tylko porozmawiać o naszej córce.
Jego słowa są niczym lina, która powoli zaciska się na twojej szyi, czujesz ciężar odpowiedzialności, jego emocji, które tamuje, a ty i tak doskonale je słyszysz. Nie wierzysz mu w żadne ze słów, które zapewne wypowie – przez te kilka lat zmądrzałaś. Przeczesujesz dłonią włosy wzdychając frustrująco jakby w tej chwili cały wszechświat pękł na pół, a wy bylibyście na twój różnych półkulach. Mrugasz nerwowo rozglądając się w poszukiwaniu jakiejś możliwości, jakiegoś ratunku – jednak go nie ma. Jesteś zdana tylko na siebie i swoje rozszalałe zmysły, które musisz okiełznać dla dobra śpiącej istoty, bo to właśnie ona jest w tym wszystkim najważniejsza.
– To jest moja córka – warczysz ociężale ściskając ponownie drobną dłoń. – Nie masz prawa mącić jej w głowie, tak jak mi cztery lata temu. – nie jesteś pewna swoich słów, jednak wiesz, że brzmisz wiarygodnie. Brzmisz jakbyś wymazała go ze swojego życia i przez te kilkaset dni nigdy nie zastanowiła się co się u niego dzieje, jakbyś przez te niecierpliwe godziny nie zatrzymała się na wpisie o nim, które krążyły po sieci niczym ospa wietrzna w przedszkolu. Nie zapomniałaś o nim, jednak nie chcesz, aby ponownie pojawił się w twoim życiu - tego byłoby za wiele.
– Proszę – słyszysz, jak drży mu głos, jednak spazmatyczne wstrząsy, które przechodzą przez twoje ciało są silniejsze.  Jego słowa wwiercają się w twój umysł - tak słabe, że ledwie je słyszysz, tak pełne bólu i wyrzutów sumienia, że nie potrafisz grać twardej.
Rozłączasz się odrzucając telefon jak najdalej, a kolejne chwile mijają nad gdybaniem, nad domysłami co musiało się stać, że zadzwonił, co musiał zrobić, żeby dostać się do twojego życia, które odgrodziłaś od niego wysokim murem z drutem kolczastym na szczycie. Czujesz jego słowa pod skórą, jakby jego szept płynął w twoich żyłach i łudzisz się, że to będzie koniec, że może jeszcze kilka razy zadzwoni, ale odpuści i zniknie, jak zrobił to na wiedeńskim rynku.

***
Nie umiem się witać, ale wiem, że jeśli wszystko pójdzie po mojej myśli to będzie najbardziej dopracowane opowiadanie w mojej "karierze". Tutaj wszystko jest proste, każdy ma dwie strony - mam nadzieję, że to będzie po prostu ludzkie. Z wielkiej miłość do Stefana Krafta i jego łamanej polszczyzny.