piątek, 13 października 2017

oddech jedenasty [epilog]



Jedna głupia, druga głupia
Trzecia o mnie mówi, że głupi jestem jak but
I że to cud, że w ogóle ktoś mi ufa

Otulasz się ciepłym kocem uśmiechając się do rozrzucającej dookoła siebie kolorowe liście młodej blondynce. Chociaż temperatura już dawno spadła poniżej dwudziestu stopni Celsjusza nie umiałaś odmówić jej zabawy z ogrodzie, który twoja mama pielęgnuje od wielu lat. Spoglądasz nią z nią z pewnym rozrzewnieniem, bo nie sądziłaś, że będzie aż tak dzielna. Na samym początku nie miałaś zamiaru niszczyć jej utartych schematów i wprowadzać do jej życie kogoś takiego jak "tata", jednak im więcej godzin mijało tym mocniej nie dawał ci spokoju smutek w oczach Stefana, gdy mała biegła do niego krzycząc "wujek". Mimo tego, że nie od urodzenia się Sophie wspierał cię na każdym kroku, nie kupował milionów zabawek i nie rozpieszczał jej do granic możliwości to widzisz, że chce być obecny w waszym życiu, że dorósł i cieszy cię to, że nastąpiło to teraz niż jakby miał się odciąć od niej na zawsze. Bałaś się, nadal masz obawy przed tym co może nastąpić ze strony Krafta, ale jak mawia twój ojciec "Hayboeckowie niczego się nie boją". Słyszysz skrzypiące drzwi tarasowe i po chwili dostrzegasz jego wyprostowaną sylwetkę, gdy opiera się biodrami o stolik, przy którym siedzisz. Macha do czterolatki, która wydaje się uradowana dodatkową osobą na widowni podczas jej walki ze spadającymi z drzew liśćmi.
- Przeziębisz się - lustruje twoją twarz spod uniesionym brwi, a ty tylko przewracasz oczami. Dreszcze spowodowane panującym chłodem są do zniesienia, a perspektywa ubierania grubej kurtki sprawia, że wolisz marznąć. Brunet kręci głową pocierając o siebie dłonie, które na pewno już przystosowały się do temperatury. Zawsze śmiałaś się, że ma ręce zimne jak serce, ale teraz wiesz, że to twój lód musiał stopić, żeby było między wami dobrze. To ty ogrodziłaś się murem i chociaż to był twój sposób na pozorność normalności nie dawał ci bezpieczeństwa. - Marie, będziesz chora.
- Przyda mi się trochę wolnego od studiów - stwierdziłaś spokojnie uśmiechając się do niego szeroko. Uwielbiałaś sobie z niego kpić, a on zawsze denerwował się tak samo mimo, że wiedział, że to tylko niewinna zabawa. Sprawdziłaś rano w kalendarzu, że w przeddzień ich wylotu do Kussamo jest ten szczególny dzień, który hucznie świętowaliście jeszcze zanim pojawiła się na świecie Sophie. Ten dzień nawet, gdy budziłaś się w nocy, a łzy kapały na śnieżnobiałe prześcieradło był czymś wyjątkowym, był jakąś namiastką magii w tym nudnym, szarym i zbyt realnym życiu.
Przewraca oczami biorąc na ręce blondynkę, której znudziła się już wcześniejsza zabawa. Dziecko dotyka małymi rączkami jego twarzy i śmiejąc się głośno obejmuje jego szyję, żeby nie spaść. Widzisz przepływającą między nimi energię, gdy siedzicie w ciszy, a iskrzenie oczu waszej córki sprawia, że coś ciepłego wylewa się w twoim organizmie. Z tobą nigdy nie była tak szczęśliwa, chociaż wiesz, że sprawiałaś jej radość. Jednak jej oczy nie lśniły tak mocno jak teraz, gdy tata trzyma ją w ramionach i pewnie zaraz obiecuje jej nowy zamek dla jej lalek, pieszczotliwie nazywa ją księżniczką i znowu nie będziesz im potrzebna aż do kolacji. Szepczą coś między sobą, ale dostrzegasz to dopiero w momencie, gdy Stefan wskazuje na ciebie palcem.
- Najpierw ty spytaj mamę, a potem ja to zrobię, dobra? - jest cierpliwy i nie możesz uwierzyć w to, że kiedyś wybrał siebie, bo teraz czterolatka zawładnęła całym jego światem, chociaż pewnego wieczora, gdy siedzieliście przy winie usłyszałaś, że zawsze w jego świecie jest miejsce dla ciebie, bo to dla ciebie staje się lepszy, jesteś jego nagrodą o wiele ważniejszą niż Kryształowa Kula, którą wierzysz, że teraz zdobędzie.
- Co jest takie ważne, że musicie mnie pytać o zdanie? - wstajesz z miejsca przeczesując palcami włosy, na którym osiadł chłód popołudnia. Sophie zagryza wargę i spogląda na ciebie swoimi dużymi oczami, a ty przez chwilę masz wątpliwości czy nie patrzysz w oczy jej ojca. Stefan odchrząkuje widząc, że dziewczynka szuka w sobie odwagi.
- Może tata dzisiaj ze mną spać? - słyszył drżący z emocji dziecięcy i zapiera ci dech w piersiach. Nie spodziewałaś się takiej prośby, nie spodziewałaś się, że takie słowa wybrzmią kiedykolwiek. Co prawda to rzeczywiście przy Stefanie Sophie zasypiała najszybciej i za każdym razem, gdy przyjeżdżał błagała, żeby z nią został, ale on wiedział, że nie jesteś gotowa, więc, gdy waszej córce śniły się już jednorożce to uśmiechał się nerwowo, zapinał kurtkę i żegnało cię muśnięcie jego gładkich warg na zabarwionym policzku. W tej chwili już nie czułaś zimna, bo liczył się tylko jego lekko zlękniony wzrok wpatrzony w ciebie. Czy chciałaś, żebyś został? Gdybyś tylko odrzuciła wszystkie obawy mógłby być tutaj już zawsze. Krew wrzała w twoich żyłach, gdy staliście w ciszy dłuższej niż planowałaś ją uczynić. Każdy mięsień drżał w sposób, którego on go nauczył i nie chciałaś już dłużej wybaczać.
- Jeśli nie utonie w ubraniach wuja Michaela - uśmiechnęłaś się do córki,a ona w jego ramionach, w których zasypiałaś tyle razy aż zapiszczała z radości. Postawił ją na ziemi, a ona momentalnie pobiegła w poszukiwaniu twojego starszego brata, jednak wy staliście jakby zamrożeni.
Właśnie w tej chwili uświadomiłaś sobie co tam błyszczy w jego oczach, że to nie są jego emocje tylko twoja ufność odbija się od niego i znowu cały twój byt jest w jego rękach. Oddychałaś za szybko, żeby nie zwrócić jego uwagi, a gdy znalazł się tuż obok ciebie znowu poczułaś jego zapach, którym zaciągnęłaś się tak mocno, że zabolały cię płuca. Dotknął cię delikatnie jakby teraz liczył się twój komfort, jakby chciał cię zapewnić, że już nigdy nie stanie się nic złego. Przyciągnęłaś go do siebie tak blisko, że wasze usta dzieliły milimetry - pragnęłaś go a długo, żeby się opamiętać, jednak nie potrafiłaś zniszczyć doszczętnie dzielącej was bariery. Miotałaś się z własnym ciałem tak bardzo chcąc go poczuć, że nie zauważyłaś momentu, w którym po twoich policzkach popłynęły łzy.
- Już nigdy cię nie zawiodę - wychrypiał ci prosto w usta, a ty poczułaś jak fala ciepłego zaufania rozlewa się po twoim ciele. Teraz już nie było odwrotu, bo historia zatoczyła koło i ty nie chciałaś już się niszczyć. Pierwszy raz od wielu dni mogłaś odetchnąć tak głęboko, choć miałaś wrażenie, że już nikt nigdy nie nauczy cię oddychać z radością aż do bólu.

***


Nie spodziewałam się, że teraz to skończę. Nie chcę wam dopowiadać wszystkiego, bo może jednak im nie wyszło? Może żyli długo i szczęśliwie, doczekali się syna, który miał zostać skoczkiem? Zdecydujcie. Ostatnie 999 słów. Miałam przerwę i ja to widzę w powyższym tekście, więc wybaczcie. Nie mówię żegnaj, bo na początku grudnia wracam do siatkówki, a dokładnie do Artura, Olka i Oli ----->  kilk


1 komentarz: