Odpychasz mnie,
Nie chcę cierpieć,
Ale to ty ranisz mnie najbardziej
Słowami, które wypowiadasz
Stoisz tam, przed jego drzwiami, kilka metrów od niego i trzęsiesz się jakbyś wyszła na mróz bez kurtki. Ale te dreszcze nie mają nic wspólnego z temperaturą, która jest dodatnia - to wszystko spowodował on, na pewno nie przypadkiem, a zupełnie celowo znowu wszedł w twoje życie nie pytając o pozwolenie, bez słowa sprzeciwu z żadnej strony. Zagryzasz od wewnątrz policzki, żeby nie krzyczeć, aby nie mieszać żalu z łzami, które jeszcze kontrolujesz. To wszystko nie miało tak być, to wszystko miało się skończyć w momencie, gdy zostawił prezent urodzinowy w twojej sypialni. Naciskasz dzwonek i czekasz, znowu czekasz, trwasz w niewiedzy zawieszona między chwilami, których nie chcesz przeżywać, napełniona uczuciami, których chcesz się wyprzeć chociaż przecież nie potrafisz. Mijają sekundy, który trwają zbyt długo osiadając na twojego zdenerwowanej skórze zanim otwiera drzwi i po jego minie widzisz, że nie będziesz musiała odpowiadać na pytanie "co cię tu sprowadza", bo on doskonale wie dlaczego stoisz przed nim z zarumienionymi policzkami, z pulsującą głową i zaciśniętymi pięściami.
— Nie rozmawiajmy na korytarzu — rzuca bez emocji, jego głos nie załamuje się, a ty masz ochotę wybuchnąć kpiącym śmiechem. Jego słowa tak zwyczajne jakby tutaj chodziło o rozmowę o wycieczce za granicę czy tajną recepturę kremu do ciasta - chociaż może nawet w tym byłoby więcej emocji. Otwiera szerzej drzwi przepuszczając cię w progu, a gdy go mijasz słyszysz jak nierówno oddycha, widzisz jak kawałek z jego maski spada roztrzaskując się o ciemne płytki. Uśmiecha się do ciebie blado, jednak nie odwzajemnisz grymasu, który nijak pasuje do sytuacji, w której się znajdujecie. — Pogadajmy na tarasie, znasz drogę. — rzuca z odrobiną kpiny wchodząc do kuchni. Zaciskasz mocniej zęby, bo to oczywiste, że nasz drogę. Przecież tyle razy siedzieliście do późna oparci o ściany budynku i oglądaliście gwiazdy prześcigając się w wykrzykiwaniu ich nazw. Spędziliście tam razem wiele popołudni, gdy on czytał kolejne książki, a ty zagryzałaś ołówki, aby w końcu skończyć jego portret - idealny prezent na wyjątkową okoliczność teraz kurzył się na strychu między rzeczami zupełnie niepotrzebnymi. Opierasz się o szklaną barierę podziwiając widok, który prawie zapomniałaś, gdy on wraca ze szklanką wody. Jego zmieszanie miesza się z twoim zdenerwowaniem, a majaczący na jego ustach uśmiech przyprawia cię o kolejne dreszcze; kolejna próba wyleczenia się idzie na marne, znów zbyt silnie działają na ciebie jego drobne, nieznaczące gesty.
— Nie miałeś prawa wykorzystywać mojej nieobecności — warczysz zaciskając zęby do granicy bólu. Dalej na niego nie patrzysz, ale możesz przysiąc, że parska pod nosem i zaczesuje włosy szukając dobrej odpowiedz. Ty nawet nie krzyczysz, ranisz go dławiącym się w gardle głosem, brakiem spojrzenia, stanowczością zdań. — Nie wiem co powiedziałeś Michaelowi, że ci w to uwierzył, ale ja nie zamierzam znowu być tą naiwną. — rozluźniasz i zaciskasz na przemian dłonie stojąc w miejscu. Krew w twoich żyłach pulsuje, serce bije jak oszalałe - odwracasz się widząc jak cały jego plan na granie tego złego rozsypuje się na miliony kawałeczków. Nakręcasz się jego skruchą, jego wstydem, purpurą na policzkach i drżeniem szczęki. Słowo po słowie wysuwasz ku niego coraz to nowe oskarżenia, za które kary nie poniósł. Wkraczasz między tematy, które go ranią najbardziej i masz zamiar wylać wszystkie żale, nie pozostawić na jego usprawiedliwienie zupełnie nic.
— Marie — oddycha głośno zamykając oczy. — Uspokój się i wreszcie mnie posłuchaj! — znajduje się kilka kroków od ciebie, jakby dzieliła was jakąś barierą, której nie umie i którą boi się przekroczyć.
— Nie, Stefan, nie mam zamiaru — rzucasz kręcąc głową, odganiając od siebie każdą myśl, która nakazuje ci zostać i wysłuchać każdego jego słowa. — Nie pozwolę Ci zbliżyć się do Sophie tylko dlatego, że sezon się skończył i masz za dużo wolnego czasu. Nie dam ci zgody, żebyś potraktował ją jak chwilową zachciankę, którą odłożysz jak rzecz, gdy wyjedziesz na zgrupowanie przed sezonem. To jest dziecko, Stefan! Twoje dziecko! Ono ma uczucia i rozumie więcej niż ci się wydaje.
— Nigdy nie chciałem traktować jej jak zabawki — staje niepewnie obok ciebie zagryzając wargi. Kręcisz głową nie umiejąc już panować nad łzami, a on jeszcze bardziej to wszystko komplikuje swoją bliskością, której nie powinno być, czułością w głosie, której nie było zbyt długo — Ciebie też nie.
Kręci ci się w głowie, gdy zaciskasz dłonie na barierce. Nie czujesz teraz nic oprócz wielkiego chaosu, który wypełnia każdą komórkę twojego ciała. Czujesz na sobie jego wzrok trochę zlękniony, że razem wybiegniesz, uciekniesz od problemów i odpowiedzialności, trochę zbyt natrętny by go zignorować i udać, że zwyczajnie nie słyszałaś i w końcu za bardzo twój, żeby ten ostatni raz nie walczyć o odpowiedzi na pytanie, przez które nie możesz spać spokojnie już od kilku lat.
— To dlaczego odszedłeś?— nie umiesz dłużej tego w sobie dusić, w końcu oboje przez całą ciążę byliście ofiarami niewybrednych żartów i obraźliwych uwag. Nie tylko ty cierpiałaś, nie tylko ty miałaś koszmary - on również budził się zlany potem, nie mógł się na niczym skupić. Byliście bezsilni wobec całego zła tego świata, ale wtedy myślałaś, że będąc razem jakoś to przetrwacie. — Dlaczego zostawiłeś nas w momencie, gdy najbardziej cię potrzebowaliśmy?
— Bałem się, rozumiesz? — wybucha rozkładając ręce i widzisz, że jego to wszystko też pokonało już na starcie. Kręci głową, a ty boisz się spojrzeć mu w oczy, żeby nie dostrzec tego strachu, który sama wiele razy odczuwałaś. — Ledwo co smakowaliśmy legalnie alkoholu,a już pojawiła się Sophie. Nie chodzi o to, że jej nie chciałem, wiesz przecież, że to najlepsze, co mnie spotkało. Przestraszyłem się, że nie będę w stanie być dobrym ojcem. Bo co o dzieciach czy rodzinie może wiedzieć osiemnastolatek, który swoich rodziców widzi raz na kilka miesięcy? Były skoki i byłyście wy, a potem już poza skokami nie było nic. Nie chciałem zawieść, byłem głupcem i cholernie mocno tego żałuję.
— Myślisz, że ja się nie bałam? Każdy jej płacz, każdy niespokojny szmer przyprawiał mnie o atak serca. Ale nie odeszłam, bo was kochałam. — odpadasz na wiklinowe krzesło i opierasz głowę na dłoniach. Nie jesteś w stanie nie reagować na jego słowa, bo to jednak nie było tak ja to sobie ułożyłam. Mdli cię od tych informacji, wyznań i tego, że musiało się tyle wydarzyć, żebyście w końcu normalnie porozmawiali.
—- Przepraszam, Marie —- widzisz jak powstrzymuje łzy, a ty zaczynasz oddychasz głębiej. —- Postąpiłem nierozsądnie, nie pomyślałem w tym wszystkim o tobie, przepraszam. Później już tylko stchórzyłem - bałem się spotkania z Tobą, twoimi rodzicami, Michaelem. Dałbym wszystko byleby cofnąć czas.
Kuca przed tobą i po chwili dotyka twojego kolana jakby chciał zapewnić, że nic złego już nie ma prawa się wydarzyć. Odpychasz od siebie wszystkie egoistyczne myśli, bo wiesz, że chciałaś zniszczyć życie własnej córki przez jakieś uprzedzenia, głupie pomysły, które wykiełkowały na ziarnie niedomówień.
— Stefan, ona dalej cię potrzebuje - widzisz jak nadzieja błyszczy w jego oczach.
— Sądzisz, że mógłbym się z nią widywać? — pyta jakby nie wierzył we własne szczęście, pyta jakbyś chciała mu zagwarantować każda z możliwych nagród. Unosi głowę i pierwszy raz bez bólu patrzycie sobie w oczy. Starasz się uśmiechnąć, żeby zrozumiał, że to wszystko jest prawdziwe. Niczego mu nie obiecujesz, bo mimo wszystko zranił cię bardzo mocno, ale liczysz na to, że w pewnym momencie będziecie mogli o tym porozmawiać. — Nie chciałbym wchodzić z butami w twoje życie.
— Moim życiem jest Sophie, a ona ma prawo poznać własnego ojca. — dotykasz jego dłoni czując, że podejmujesz najlepszą decyzję z możliwych.
♥
oboże! nie sądziłam, że tak się popłaczę pisząc ten rozdział, ale stało się. sama nie wiem jak mi to wyszło i nie mnie to oceniać; bardzo znaczące dla tego opowiadania, ale to jeszcze nie koniec. ale już tak serio to miałam ochotę moją wersję Stefana uderzyć mocno w głowę.
ret.
oboże! nie tylko ty płakałaś, daj mi trochę czasu, bo oddech siódmy był tym najtrudniejszym ❗
OdpowiedzUsuńnareszcie! ulżyło mi, że postanowili dać szansę rozmowie, która już na samym początku nie umarła. uważam, że jeżeli wszystko ustalą to Sophie nie odczuje tego, iż została zabawką, która przerzucana jest od jednego rodzica do tego drugiego. widzę, że z każdym oddechem rzucasz jeszcze bardziej szczerością i większymi emocjami, rozbierasz bohaterów, wyrzucając z nich wszystko, co nie miało zobaczyć światła dziennego. kocham, ale też się trochę boję, bo różnie to w życiu bywa. 😍
UsuńPodoba mi się. Tak po prostu... Bo w końcu potrafili porozmawiać i są w stanie normalnie porozmawiać.
OdpowiedzUsuńCiekawią mnie kolejne oddechy. Do zobaczenia :)
Odnośnie powiadomień - jeśli możesz, to poprosiłabym jednak tu:
Usuńhttp://prowadzmnie.blogspot.com/p/spam.html ;)
Ta rozmowa byłam im ogromnie potrzebna. Może nie załatwiła złamanego serca Marie i jej żalu, ale zawsze to mały kroczek ku jakiemuś porozumieniu. Sophie potrzebuje dwójki rodziców i wierzę, że jakoś wypracują kompromis w tej sprawie. Cieszę się, że Marie zdecydowała się na rozmowę, odłożyła negatywne emocje na bok i zachowała się tak, jak matka powinna się zachować.
OdpowiedzUsuńŚciskam i zapraszam po nieco dłuższej przerwie na nowy epizod: http://nielotni.blogspot.com/2017/07/10.html <3
Wrócę, tęskniłam!
OdpowiedzUsuńJest jakiś przełom w ich życiu to na pewno. Dziecko zawsze potrzebuje obydwoje rodziców, ich zdrowej, normalnej relacji, ale nie wydaje mi się, żeby Marie potrzebowała Stefana, już raz zawiódł i może zawiść ją jeszcze raz, oby była ostrożna w tym co robi, nie mniej każdy zasługuje na drugą szansę, może Kraft też.
UsuńCzekam na następny! :*
https://another-tears.blogspot.com/
UsuńZapraszam :)
AKUKU :D popatrz no popatrz kto tu się pojawił. Przepraszam, że dopiero dzisiaj, przepraszam, że tak późno, ale yummy powoli stara się wrócić do świata zaniedbanego przez nią.
OdpowiedzUsuńPRZECZYTANE WSZYSTKO. Od deski do deski, także teraz czas na moje przemyślenia.
Bardzo, ale to bardzo podoba mi się skupienie akcji na kilku dniach. Mamy osiem rozdziałów, które podziały się w ciągu zaledwie dwóch i pół dnia. Nie lubię goniącej akcji i narzucania czytelnikom zbyt wiele akcji w postach krótkich (a my dwie akurat się specjalizujemy w takich). Tutaj czas leci po prostu perfekcyjnie.
Stefan.
Dalej go nie lubię. Jak nie polubiłam od początku, tak i chyba do końca pozostanie. Nie podoba mi się jego szybka zmiana - z cynika w dzień urodzin Sophie, po zakochanego nastoletniego Krafta powyżej, a powód odejścia od Marie? Błahostka, za którą powinien dostać porządną karę... I nauczkę, że bierze się odpowiedzialność za swoje czyny.
Marie.
Jej też nie lubię. Ale to dobrze, bo uwielbiam, kiedy autor buduje tak postać, że mam skrajne odczucia względem niej. Czy to zachwyt i miłość, czy negatywy. Tobie się udało, a to plus. Mimo wszystkiego co siedzi w jej głowie, jest konsekwentna i nie daje się ponieść emocjom, które nią targają. I mogłoby tak zostać jeszcze przez chwilę, bo jak już wspomniałam wyżej - Kraft zasługuje na porządną nauczkę.
Ale kocham w tym opowiadaniu jedną postać - Michaela... To, że stoi między młotem a kowadłem. To, że potrafił oddzielić miłość do siostry, ale i przyjaźń z Kraftem przez tak długi czas. A przede wszystkim to, że kieruje się dobrem Sophie...
Czekam na ciąg dalszy <3
Co do Marie. Nie pałam do niej miłością za te ciepłe kluchy, które nam tutaj tworzy i pomimo iż powinna się podnieść dawno temu, wciąż tego nie zrobiła na sto procent. A przecież ma cała rodzinę za sobą, która pomaga jak może... Niektórych strat nie można kalkulowac przez całe życie <3
OdpowiedzUsuń