poniedziałek, 14 sierpnia 2017

oddech dziewiąty


Potrzebuję twojej miłości, aby sprowadziła mnie z powrotem do domu
Kiedy jestem z Tobą, nigdy nie jestem samotny
Muszę poczuć, że Ty czujesz wieczorem.
Muszę Ci powiedzieć, że jest w porządku.


Ledwie znalazłaś w wypchanej po brzegi ołówkami, papierami i innymi rzeczami, bez których nie potrafisz się obejść, klucze od drzwi wejściowych, jednak udało wam się przekroczyć próg zamykając za drewnianą barierą cały upał, który ograniczał możliwość zaczerpnięcia oddechu. Uśmiechasz się do swojego towarzysza, który stara się nie upuścić żadnej z materiałowych toreb, które zawiesiłaś mu na ramieniu po wyjściu z samochodu. Opowiadasz mu o swojej rodzinie, gdy mijacie fotografie z różnych etapów twojego życia. Widzisz jak błyszczą mu oczy, gdy wskazuje zdjęcie zrobione podczas Igrzysk Olimpijskich w Soczi przedstawiające twojego brata.
- Pokazałbym ci jego medale, ale trzyma je w swoim pokoju na górze - mówisz znudzona, bo po tylu latach spędzonych w otoczce skoków narciarskich nie widziałaś w nich już nic fascynującego. Twoi bracia wiele musieli poświęcić dla tego sportu, a mimo, że ty nie pchałaś się do tego świata i tak w nim żyłaś. Konkurowałaś z treningami, konkursami, zgrupowaniami skradając mokre pocałunki z dala od kamer, między masażem, a rozmową z trenerem; to było poświęcanie całego siebie, a ty byłaś na to gotowa póki balansowaliście na tym samym poziomie.
- Nie sądziłem, że - przewracasz oczami wiedząc co dokładnie chce powiedzieć, bo mówiła to każda osoba, która ze sportem łączyło tylko kibicowanie przed telewizorem.
- Że Michael Hayboeck mieszka dalej z rodzicami? - śmiejesz się pod nosem, gdy kiwa głową. Blondyn miał mieszkanie i nawet przez jakiś czas w nim mieszkał, ale potem zrozumiał, że możesz go czasem potrzebować. Jesteś mu za to wdzięczna, jednak wiesz, że to właśnie tam znika, gdy potrzebuje pobyć po prostu sam, albo uciec po ciężkiej rozmowie - ty masz balkon, a on ma mieszkanie. - Nie zawsze wszystko jest takie jakim się wydaje, Richard. Możesz się rozłożyć w salonie, a ja zaraz przyjdę.
Mruczy coś pod nosem, jednak wraz z blokami, linijkami i ołówkami znika we wskazanym przez ciebie pomieszczeniu, a ty z przeświadczeniem, że jesteście w domu sami udajesz się do kuchni po zimną lemoniadę nucąc pod nosem. Cieszysz się, że w końcu możesz przez chwilę zasmakować życia swoich koleżanek i kolegów z roku, których największym zmartwieniem są właśnie zadawane projekty.
- Marie, bo jest sprawa - aż się wzdrygasz, gdy przez próg przechodzi blondyn. Odwracasz się w jego stronę, jednak udajesz, że nie zaniepokoiły cię jego wystraszone oczy i ściągnięte brwi. Nie masz się o co martwić, bo przecież Michael robił wszystko dla twojego dobra, prawda?
- Braciszku - wydłużasz ostatnią sylabę budząc na jego twarzy lekki uśmiech. - Nie mam czasu. Przyszedł Richard, żeby skończyć ten projekt zaliczeniowy. Jeśli nikogo nie zabiłeś, ani nikt nie umarł to wszystko inne może poczekać do kolacji - cmokasz go lekko w policzek przechodząc obok z dwiema szklankami. Rzuca jeszcze coś przez ramię, jednak nie zwracasz na to większej uwagi. Jednak im bliżej jesteś salonu tym wyraźniej słyszysz rozmowę, która nie nastrajała cię optymistycznie. Czujesz jak wątroba podchodzi ci do gardła, gdy dochodzi do ciebie dlaczego twój brat tak wyglądał. Chwytasz dłonią klamkę, gdy rozległ się głos jego najlepszego przyjaciela,
- Wiesz, że nie masz robić sobie żadnych nadziei? - rzuca prawie beztrosko, a ty wyobrażasz sobie przestraszonego Richarda postawionego przed nie do końca normalnym sportowcem, którego może cenił, któremu może kibicował podczas konkursów, ale przecież nie wszystko jest takim jakim się wydaje.
- Jakich nadziei? - pytasz licząc, że może to tylko pytanie wyrwane z kontekstu. Rozglądasz się po pokoju - nic nie zniknęło, jednak twój kolega jest zdecydowanie zbyt blady jak na panującą temperaturę. Kraft za to siedzi na fotelu z typowym dla siebie nieco ironicznym uśmiechem i bezczelnie lustruje twoje ciało. Rzucasz mu zdegustowane spojrzenie, jednak on tylko mruga. Czujesz  jak zaczynasz się gotować wewnątrz. - I co się tutaj właściwie dzieje? - pytasz bardziej chłopaka, który wygląda jakby zaraz miał wybiec i już nie wrócić.
- On mówił, żebym traktował cię tylko jak koleżankę, bo - zamilkł, gdy tylko brunet wstał z miejsca może porażony zaszczytem jaki go dostąpił, czyli rozmową z nim, a może obawą, że zablokuje go na Instagramie. Przewracasz oczami próbując zachować spokój.
- Może coś napomknąłem, jednak my tylko rozmawialiśmy z kolegą - wzrusza ramionami klepiąc oniemiałego studenta po ramieniu. - Jak ty masz właściwie na imię? - czujesz jak się trzęsiesz, jak on kłamie tobie w żywe oczy i nie masz ochoty patrzeć teraz na żadnego z nich.
- Richard - warczysz przez zaciśnięte zęby. - A ty Stefan, chyba powinieneś już sobie iść.
Patrzy na ciebie zdziwiony, jednak posłusznie rusza ku wyjściu. Czujesz jak mocno bije twoje serce, gdy się zbliża, jednak wiesz, że to tylko chwilowe. Zrzucasz wszystko na wściekłość na sportowca, jednak on nie może przejść obok ciebie obojętnie.
- Spokojnie skarbie - dotyka palcami twojej talii, a jego szept powoduje, że przechodzą cię dreszcze. Przeklinasz w duchu, ale nie poruszasz się ani o milimetr. - Złość piękności szkodzi, chociaż ze zmarszczkami też byłaś piękna.
Kończy i wychodzi - czujesz się jeszcze gorzej niż podczas urodzin Sophie, jednak starasz się, żeby nie było tego po tobie widać. Uśmiechasz się przepraszająco do przyszłego architekta wskazując kanapę. Zachowujesz się normalnie, jednak dalej czujesz na sobie jego szept, jakby był tuż obok, a jego perfumy rozchodzą się po pokoju jeszcze długo drażniąc się z twoimi zmysłami. Nie możesz się skupić i to chyba właśnie za to, że student prawie sam skończył waszą pracę tak bardzo dziękujesz  mu przy wyjściu. Nie sądziłaś, że znowu będzie dane ci się zmierzyć z dupkiem Kraftem, ale masz serdecznie dość jego wyskoków. Nie mogłaś być pewna czy zaraz nie wyskoczy z czymś podobnym, bo tak mu się spodoba. Czujesz się przytłoczona jego zmianami, a jeszcze bardziej masz dość jego towarzystwa, bo skoro nie usłyszałaś podczas waszej pracy dźwięku zamykanych drzwi to oznacza tylko jedno.
- Nie chcę go w moim domu ani minuty dłużej. - mówisz wchodząc do sypialni brata i nie obchodzi cię ich szok, ani to, że Kraft siedzi na podłodze czytając książkę. To przedstawienie stawiło, że miarka się przebrała.
- Marie, uspokój się - od razu znajduje się przy tobie blondyn, jednak strzepujesz jego bohaterską dłoń z ramienia tylko prychając. - To tylko dwie nocy, dasz radę.
- O dwie za dużo - rzucasz szybko wbijając piorunujące  spojrzenie w zainteresowanego waszą wymianą zdań bruneta. Czujesz się okropnie podnosząc głos na brata, ale on nie może wiecznie stać po obu stronach.
Temperatura w twoim wnętrzu na pewno jest wyższa niż przewidywalna, a ty po prostu nie potrafisz już znieść tego, że Kraft ma dwa oblicza. Nie czujesz się na siłach, żeby czekać na kolejne Stefan Show, bo to mogłoby się skończyć naprawdę różnie. Każda komórka boli, gdy widzisz emocje w oczach blondyna, jednak tak musiało się stać - Stefan musiał opuścić wasz dom. W tym momencie żałujesz, że go z powrotem do niego wpuściłaś.
- Nie dramatyzuj - macha ręką. - To również mój dom, a Stefan jest moim przyjacielem.
Czujesz się zdradzona przez najbliższą ci osobę, powiernika wszystkich tajemnic i rycerza, który wyganiał potwory z twojej szafy. Piecze cię policzek, chociaż przecież nikt cię nie uderzył. Każdy oddech sprawia ból, a wszystkie myśli kotłują się w głowie. Nie myślisz  racjonalnie i chociaż jesteś tego świadoma krzyczysz:
- W takim razie ja się wyprowadzam! - pozostawiasz ich w szoku i naprawdę masz szczęście, że twoi rodzice zabrali Sophie na wycieczkę, bo trzaśnięcie drzwiami musi być słychać w całej dzielnicy.



***


Siedzisz przy kuchennym stole sącząc czerwone wino, które doprowadza cię do odruchu wymiotnego. Gorycz rozprzestrzenia się po twoim ciele uderzając w każdym nerw tak, że dostajesz dreszczy przy każdym łyku. Mimo to z butelki dalej ubywa alkoholu, a ty przestajesz się przejmować arogancją Krafta i jego zachowanie, z którego liczyłaś, że już wyrósł. Prychasz pod nosem widząc jego wzrok, gdy dotykał ustami twojego policzka - czułaś się sparaliżowana. Każdy jego gest w twoją stronę był chorą próbą okazania zainteresowania, chociaż częściej twoja dłoń lądowała na jego policzku, chociaż w towarzystwie Sophie ograniczałaś się do lodowatych spojrzeń. To nie było tak, że Stefan cały czas był zły - czasem znowu widziałaś troskę w jego oczach i mogłabyś dla niego oszaleć, gdyby tylko dał ci taką szansę, bo mimo, że długo cierpiałaś to chciałaś mu wybaczyć z całego serca, które jeszcze trochę szybciej biło, gdy on był bliżej. Pod jednym warunkiem, bo chciałaś jedynie pewności, że się zmienił, że dorósł do bycia w związku, że dorósł do bycia ojcem - nie chciałaś musieć tłumaczyć waszej córce, że tata uciekł, bo znowu powinęła się wam noga. Musiałaś być silna dla czterolatki, jednak wiedziałaś, że mimo wszystko brunetowi na niej cholernie zależało. Widziałaś to, gdy sprzątał jej porozrzucane zabawki, gdy prawie wyrywał twojej mamie książkę, aby poczytać jej na dobranoc. Gdy byliście sami nawet potrafiliście porozmawiać, jednak to nie były tematy, które były warte ciągnięcia w towarzystwie. Przekonywałaś się, że ludzie się nie zmieniają, jednak widziałaś, że coś drga w jego sercu, w jego wzroku, gdy wiesza na wieszak kurtkę i przechodzi do głębi domu; miejsca zarezerwowane tylko dla najbliższych - czuł się tutaj niepewnie, bo już do nich nie należał. Przymknęłaś oczy wypijając zawartość szklanego naczynia aż do dna, gdy otwierasz oczy stoi opierając się futrynę. Przemyka ci przez myśl czy nie posłać go do diabła, jednak nie masz czasu go spławić.
- Mogę się przysiąść czy od razu wbijesz mi nóż w rękę? - wygina usta w ironiczny uśmiech, a ty tylko prychasz głośno. Nie odpowiadasz od razu tylko chwytasz butelkę uzupełniając swój organizm o kilka dodatkowych promili, bo w takim stanie nie mogłaś znieść jego obecność; mogłabyś jedynie wbić widelec w jego dłoń, albo zęby w wargi.
- Nie jestem na tyle pijana - przełykasz ślinę wskazując krzesło naprzeciw siebie, bo wolisz siedzieć. Nie jestem jeszcze na tyle pijana - myślisz uśmiechając się do siebie w duchu. Zerka zdziwiony twoją miną, jednak tylko wzruszasz ramionami. Czujesz na sobie jego wzrok, gdy taksuje uważnie twoją twarz i nie odwracasz wzroku, gdy nawiązuje kontakt wzrokowy.
- Szkoda - mruczy, a ty wybuchasz kpiącym śmiechem. Nie masz ochoty na jego dwuznacznie sugestie, bo oboje wiedzieliście o sobie zbyt dużo, żeby być tylko znajomymi. Patrzy na ciebie tym wzrokiem, od którego masz ciarki na całym ciele i nie potrafisz się powstrzymać.
- Jesteś dupkiem - rozlega się nagle, a on jakby kulił się w sobie; nie uśmiechał się a jego wzrok utkwił w bambusowej podkładce i mogłabyś przysiąc, że mu zwyczajnie głupio. Twoje słowa zastygają między wami i nie poruszają się do momentu, w którym on przełyka głośno ślinę i przeczesując palcami ciemne włosy po prostu pyta:
- Co znowu zrobiłem? - patrzysz na niego i nie wierzysz, że miał czelność jeszcze się o to pytać. Każde jego zdanie wypowiedziane w twoją stronę były tylko jego chorą grą, której nie rozumiałaś. Nie chciałaś wchodzić głębiej, bo już kiedyś się sparzyłaś - masz go serdecznie dość, szczególnie po dzisiejszym przedstawieniu, o którym zapewne jeszcze długo będzie plotkował cały rok.
- Jeszcze się pytasz? Serio? - kręcisz głową nie mogąc w to uwierzyć, bo nie czujesz złości; zupełnie jakby ta rozmowa miała miejsce gdzieś obok ciebie, jakby między wami dopiero coś miało się wydarzyć. - Raz zachowujesz się jak największy cham na tej planecie, a po chwili kajasz się bardziej niż Sophie. Co jest z tobą nie tak?
- Gdybym ci powiedział musiałbym cię zabić, słonko - nachyla się w twoją stronę mrugając, a ciebie zalewa krew. Sama nie wiesz czy masz ochotę dać mu w twarz czy otumanić i wysłać w paczce do Meksyku. Przechodzi sam siebie, aż w końcu przekracza linię bezpieczeństwa.
- Przespałam się z tobą, czyli już nic gorszego nie może mnie spotkać, złotko - bawi się twoim zirytowaniem, ale w twojej głowie zapala się lampka. Czujesz, że zaczynasz go rozumieć, jakby poprzednim zdaniem otworzył się przed tobą i teraz mogłabyś czytać z niego jak z książki tyle, że napisanej w nieznanym języku.
- Masz ze mną dziecko - unosi brwi do góry posyłając ci zwycięski uśmiech - Chyba wygrałem.
- Jesteś popieprzony, Kraft - kiwasz głową prychając pod nosem. Teraz ciebie bawiła jego gra, bo zorientowałaś się jakie są jej zasady. Nic się zmienił przez te lata. - Jesteś jedną, wielką, pieprzoną anomalią, której już chyba nie mam siły próbować zrozumieć. - stara się ci przerwać, jednak uciszasz go gestem dłoni. - Daj mi skończyć. - upijasz łyk gorzkiej cieczy, po której musisz się otrząsnąć i widzisz, że on wie do jakiego doszłaś wniosku i choć nie mówisz tego, to on wie jakie pytanie zabrzmi pod koniec tej rozmowy. - Nie obchodzą mnie twoje problemy natury egzystencjalnej, okej? No dobra, może trochę mnie obchodzą. Ale dzisiejsza rozmowa z Richardem nie powinna mieć miejsca. Biedak prawie uciekł przez okno. - uśmiechasz się pod nosem patrząc na jego reakcję.
- Nie pozwolę, żeby jakiś przydupas kręcił się wokół ciebie i Sophie - warczy zaciskając szczękę, a ty masz ochotę się roześmiać. To jest zabawne jak łatwo było dojść do tego, co kryło się za maską zapatrzonego w siebie dupka.
- Nie jesteśmy razem, a nawet jeśliby tak było to nigdy nie byłabym twoją własnością - stwierdzasz stanowczo, jednak uśmiechasz się do niego nieśmiało, bo lubiłaś, kiedy był szczery, kiedy nikogo nie udawał, a ostatnio widywałaś go takiego bardzo rzadko.
- Pozostanę nawet, gdy już nie będę twój i będziesz moja, choć nie będę cię miał - mruczy przymykając oczy. Czujesz, że robisz właściwie nie wbijając mu w ciało ostrego narzędzia.
- Czemu nie jesteś taki zawsze? - przechylasz na bok głowę obserwując jak oddycha niespokojnie. - Boisz się? Znowu?
- Nie boję się niczego - prostuje się posyłając ci surowe spojrzenie, której jednak bardziej cię rozbawia niż mrozi. Wydęłaś wargi opierając podbródek na dłoniach.
- Boisz się wielkich słów, własnych emocji i uczuć, które mogłyby zniszczyć twoją reputację dupka - rzucasz mu zaczepne spojrzenie, a on wzrusza ramionami. Widzisz w jego oczach, że coś się zmienia i gdy spoglądasz w nie dłużej - samolubnie w nich tonąc - widzisz, że maska rozbija się na miliony kawałeczków.
- Kurtyna opadła? - wzdycha głęboko rozkładając ręce. Znowu jest twoim Stefanem, w którym się zakochałaś.
- Myślałam, że kilka lat temu - wzruszasz ramionami - Nie wiedziałam, że znowu sądzisz, że tak jest prościej - zakładasz ręce na piersi patrząc na jego konsternację.
- Tylko nie proponuj znowu tego układu - marszczy nos unosząc ręce do góry - Marie, proszę.
Uśmiechasz się wstając z miejsca i mija chwila nim mroczki przed oczami znikają. Oddychasz głęboko, wiedząc, że od tej rozmowy będzie już zupełnie inaczej i liczysz, że nie będzie gorzej. To jest szansa, która została wykorzystana, gdy zaszłaś w ciążę, a teraz chociaż Sophie jest na świecie czujesz, że znowu może pomóc.
- Pełna szczerość w każdej kwestii. Od teraz do waszego wyjazdu. - mówisz poważnie. - Wchodzisz w to czy znowu tchórzysz?

***
Za tydzień będzie następny - to tak z najważniejszych informacji. Dawno nie napisałam nic tak długiego, więc brawa dla mnie. Lubię ten rozdział i mam nadzieję, że Wam też się podoba. Stefan może będzie mniej dupkowaty, a Marie chyba dojrzewa (czuję się jak ich matka :o).






3 komentarze:

  1. będę, ale teraz piszę Miśka :3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. no może i Kraft zabrał jej wspomnienia i zasadził potężny ból i nie wyrosła z niego kolorowa róża, ale czasami warto spróbować, bo myśli o tym, że mogłoby się udać nie staną się nagle rzeczywistością. buziak

      Usuń
  2. Hallöchen <3
    jestem, melduje sie! Dobrze, ze mi dalas znac, bo u mnie to srednio ze sprawdzaniem nowosci. Aczkolwiek zrobie wieczorem miejsce do tego stosowne na blogu <3

    Niech ona nie bedzie naiwna. Ludzie sie nie zmieniaja, zawsze pozostaje w nich ta czastka, ktora zniszczyla relacje juz wczesniej. Nie powinno sie wchodzic dwa razy do tej samej rzeki. Jest takie piekne powiedzenie: nie odnajdziesz szczescia w ramionach osoby, ktora ci je odebrala.
    A Kraft jej odebral. Szczescie, nadzieje, wiare. Spalil wszystkie pozytywne uczucia, zostawil z pustka i bolem. Juz raz pokazal, ze nie mozna na nim polegac i nie mozna mu ufac. Warto ryzykowac? Dla kogos, kto przybiera maski obojetnosci, by po chwili byc goracym potencjylnym kochankiem?
    Nie warto. Bo w ludziac zawsze pozostaje ta ciemna strona. Ojcem moze byc, weekendowym, tym mieszkajacym kilka ulic dalej...

    rozdzial cudowny i az sama sie zdziwilam jego dlugoscia, bo raczej znamy Cie od tgej "krotszej" strony. Cudooo <3

    OdpowiedzUsuń